niedziela, 3 grudnia 2017

BATYŻOWIECKI STAW (Batizovské pleso) 1884 m n.p.m.



Wyżnie Hagi - Batyżowiecki Staw - Wyżnie Hagi



   Po pięknej i emocjonującej, choć nie do końca zrealizowanej wyprawie na Nowoleśne Turnie przyszedł dzień następny i kolejne wyzwania. Tego dnia pogoda zapowiadała się bardzo przyzwoita lecz znowu z silnym wiatrem. Mimo takich warunków postanowiliśmy realizować swoje plany zgodnie z założeniami i ruszyliśmy na Kończystą. W ten właśnie urlop, w te tatrzańskie wakacje chcieliśmy dołożyć 3 cegiełki do Wielkiej Korony Tatr. Długo odwlekaliśmy realizację tej koncepcji bo zawsze "coś", ale skoro teraz jesteśmy na miejscu to uderzamy :)

   Jak nam to wyszło albo może... poczytajcie lepiej sami ;)



   Początek wędrówki to nieformalny parking niedaleko żółtego szlaku w Wyżnich Hagach. Poranek dość chłodny i już widać po drzewach, że wiatr dzisiaj będzie rozdawać karty. Mimo tego bez zawahania zarzucamy plecaki i ruszamy w drogę. Szlak prowadzi bezpośrednio pod Batyżowiecki Staw. Droga jest bardzo przyjemna choć monotonna. Pierwsza połowa drogi to szlak leśny, miejscami mocno przeorany po ścince drzewa, a potem brnięcie wśród kosówek i w końcu wychodzimy niedaleko poniżej stawu.


   Ledwo wychylamy się zza zakrętu i wiatr prawie nas zdmuchuje. Nie jest dobrze ! Co gorsza, z każdą godziną siła wiatru ma rosnąć. Mimo tego nie rezygnujemy. Skoro na Nowoleśnej Turni jakoś daliśmy radę to tutaj też nie powinno być problemu.
   Profilaktycznie jednak rezygnujemy z koncepcji drugiego śniadania nas stawem i chowamy się przed zakrętem w kosówce, która jeszcze doskonale osłania od tego wiatru.


   Naładowani energetycznie ubieramy się trochę cieplej i ruszamy. Nasza koncepcja wejścia na Kończystą to przejście grzbietem na sam szczyt, a potem w zależności od warunków będziemy decydować, którą drogą zejdziemy. Wariant dłuższy i pierwotnie planowany to przez Tępą, a później do magistrali.
   Początek drogi grzbietem jest w dwóch miejscach. Pierwszy idealnie na samym rogu i ten wybieramy, a drugi kawałek za zakrętem. Ten na rogu wydaje się bardziej intuicyjny i zgodny z przewodnikiem.


   Ruszamy ochoczo do góry choć wiatr nie pozostawia wątpliwości, że będzie dzisiaj bardzo męczący. Każdy kolejny krok to walka z równowagą mimo, że poruszamy się w terenie, który jest bardzo prosty.
   Widoki jednak z grzbietu Kończystej są bardzo cieszące nasze umęczone morale :)


   Podejście tą drogą na Kończystą jest relatywnie intuicyjne. Ścieżka miejscami bardzo widoczna, czasem się jednak gubi. Trafiamy na dwa kopczyki, które są mylące i niepotrzebnie odwracają uwagę.
   Pogoda jak widać na zdjęciu jest wręcz wymarzona ! Niestety wiart robi się coraz bardziej porywisty. Jak później czytaliśmy na stronach HZS porywy dochodziły do 155 km/h na wysokości powyżej 2000 m n.p.m.
   Cóż dodać... właśnie znajdujemy się na takowej wysokości, a nawet nieco wyżej.


   Widoki są bajkowe, ale co z tego, skoro z każdym krokiem poddajemy w wątpliwość dalsze wejście. Zatrzymujemy się na moment, rozmawiamy. Nie potrafimy się pogodzić z odwrotem. Podejdźmy jeszcze ze 100 metrów i zobaczymy...


   Wiatr, wiatr, wiatr... cholera ! Jest tak pięknie, ale nie da się iść ! Co kilka sekund musimy się zatrzymywać i pochylać łapiąc równowagę. Idąc 2 metry od siebie nie jesteśmy w stanie rozmawiać nawet podniesionym głosem. Szum wiatru jest tak ogromny !


   Patrząć na siebie i widząc drogę jaką już mamy za sobą i to ile nam zostało... ciężko zdecydować co dalej :( Podejdźmy jeszcze 100 metrów...


   Wierzchołek Kończystej już prawie jest na wyciągnięcie ręki ! Wiatr jednak jest jeszcze silniejszy niż te 100 metrów wcześniej. To już nawet nie porywy chwilowe jak kwadrans temu. Teraz wieje jednym ciągiem i słyszymy tylko jak trzepocą nogawki naszych spodni.
   Idąc ostatnie 100 metrów to była ciągła walka z myślami. Nie ogarniemy tego jednak dzisiaj :( W tym wietrze to totalnie bez sensu. Na dodatek im później i im wyżej tym będzie jeszcze gorzej. To ma być przyjemne i dające radość, a staje się poniekąd walką o przetrwanie :)
   Po kilku minutach rozmowy jesteśmy zgodni, że musimy na tym poprzestać. Odwrót to nie wstyd. Ponoć to rozwaga i rozsądek, a te są w górach najcenniejsze.
   Ostatnie spojrzenia na Kończystą i ze spuszczonymi głowami wracamy...


   Wszystko w koło wygląda tak malowniczo, a jakoś nas to nie cieszy...



   Przynajmniej tyle zostało pamiątkowego z Kończystej ;)


   Zejście jest bardziej proste niż wejście. Nie szukamy już tak drogi. Przede wszystkim kopczyki widać dużo lepiej.
   Do magistrali docieramy po godzinie z kawałkiem od odwrotu. Wieje tutaj znacznie słabiej, ale też nie jest różowo.
  

   W ramach relaksu udajemy się nad Batyżowiecki Staw aby choć w części zrekompensować sobie dzisiejsze smutki. Rozsiadamy się na dłużej i praktycznie bez ludzi wkoło delektujemy tym, na co nam dzisiaj pogoda pozwoliła.


   Siedząc nad stawem utwierdzamy się w przekonaniu, że decyzja podobnie jak na Nowoleśnych Turniach była słuszna. Nie dość, że wiatr robił się coraz silniejszy to jeszcze nawiało tyle chmur, ale o widokach moglibyśmy zapomnieć. Prawdopodobnie też w szczytowych partiach mogło coś popadać.


   Z każdym kwadransem chmury osiadały niżej i zakrywały dolinę.


   Na zakończenie wędrówki pamiątkowe zdjęcie na stawem i schodzimy. Na zejściu tylko weszliśmy w kosówkę i pogoda jak z innej bajki. Cieplutko, wiatru praktycznie zero i słoneczko nawet miło świeciło w twarz. Każde jednak odwrócenie się za siebie i spojrzenie w górę to widok ciemnych chmur, które zasuwały nad szczytami w niebanalnym tempie.
   To była wyprawa smutku, rozczarowania, ale i kolejnej lekcji. Wprawdzie tego dnia niczego nie zdobyliśmy to jednak nauczyliśmy się ponownie podejmować racjonalne decyzje.
   Kończysta zapewne będzie dla nas bardziej gościnna następnym razem i w to głęboko wierzymy :)




7 komentarzy:

  1. Wiatr, wiatr i znowu ten wiatr... Racja, "wycof" to nie wstyd, to mądrość. I kolejny powód, żeby wrócić w piękne miejsce.
    Piękna jesień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego wiatru już mieliśmy serdecznie dość, a jeszcze robić odwrót w takim momencie i miejscu to serce boli. Cóż... góra tym razem wygrała ;) Jesień faktycznie wynagrodziła kolorami nieudane wejście :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Miejsce bardzo urokliwe i dostępne bez większego wysiłku dla większości turystów. Wystarczy się wybrać :)

      Usuń
  3. Zdjęcia jak zawsze powalające ! :)
    Pozdrowienia dla Was

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcia jak zawsze powalające !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć wyprawa do końca się nie udała to przynajmniej zdjęcia jakoś wyszły ;) Dziękujemy.

      Usuń