Pod Spálenou - Rohacka Dolina - Smutna Dolina - Smutna Przełęcz - Trzy Kopy - Hruba Kopa - Banówka - Banikowska Przełęcz - Spalona Dolina - Rohacka Dolina - Pod Spálenou
Witamy ponownie w świecie górskich wędrówek i dzisiaj chcemy pokazać nasze spojrzenie na niezwykle malowniczą część Tatr Zachodnich leżącą u naszych południowych sąsiadów.
Wyprawa na odcinek tzw. "Słowackiej Orlej Perci" nie miała się różnić niczym od wszystkich innych wypraw jednak w praktyce dostaliśmy solidną lekcję pokory. Co się wydarzyło ? Na własne skórze doświadczyliśmy załamania pogody w dosłownie minutę, ulewy na granicy oberwania chmury, gradobicia i burzy takiej, że serce ewidentnie szybciej biło, a nogi lekko się uginały. Nasze obawy nie były bezpodstawne wobec tego co działo się na niebie bo jak się później okazało w okolicach Krywania piorun bardzo poważnie poraził jednego z turystów.
Nauczyliśmy się tego dnia jednego... bardzo szybkiej i bezwarunkowej ewakuacji ze szczytu zachowując relatywnie wszystkie zasady zachowania się w górach w trakcie burzy. Ten kto doświadczył uderzające pioruny w odległości 100-200 metrów od siebie z pewnością wie o czym mowa ;)
Skoro o pogodzie już była wzmianka to teraz o naszych wrażeniach z całego wypadu :) A zatem... zarówno Dolina Spalona jak i Smutna Dolina są bardzo malownicze i niewątpliwą zaletą tego miejsca jest jak na szczyt sezonu całkiem umiarkowany ruch turystyczny. Tak naprawdę na całym odcinku podejściowym mieliśmy okazję minąć się zaledwie z kilkunastoma osobami, a idąc z przełęczy w stronę Banówki ta liczba wzrosła najwyżej trzykrotnie. Jak na Tatry w sezonie to wręcz pustki ;)
Odcinek od Smutnej Przełęczy do Banówki jest bardzo widokowy i urozmaicony trudnościami. Są fragmenty jednak w naszym odczuciu dość trudne i trzeba mieć obycie z ekspozycją bo tętno potrafi podskoczyć ;) Przy pełnym skupieniu i dobrej pogodzie nie ma jednak większych problemów. Nie należy demonizować trudności, ale wypadałoby też brać ze sobą rozsądek i pokorę na ten szlak. Z przykrością dowiedzieliśmy się tydzień po naszej wyprawie, że pewnej turystce niestety zabrakło szczęścia i ten wyjazd był jej ostatnim w życiu...
Zapraszamy do oglądania choć nasza relacja kończy się niespodziewanie w pewnym momencie... oczywiście szybkim przebieraniem się i ewakuacją w dół ;)
Godziny poranne w Smutnej Dolinie witają nas piękną pogodą i wspaniałymi widokami.
Smutna Dolina wbrew pozorom taka smutna nie jest skoro my mieliśmy uśmiechy od ucha do ucha :) Jest tutaj naprawdę pięknie !
Pierwszy przystanek na horyzoncie, czyli Smutna Przełęcz. Tam planujemy postój, drugie śniadanie i chwilę relaksu. Później odbijamy czerwonym szlakiem w stronę Trzech Kop.
Gra światła tego poranka robiła zdjęcia w zasadzie za nas :) Jak widać w tle na szlaku ruch praktycznie niezauważalny.
Spojrzenie z przełęczy na Dolinę Żarską. Póki co tereny w tamtą stronę są dla nas totalnie obce ;)
Ścieżynka naszego podejścia na tle Wołowca i jednego z Rohaczy.
Śniadanie zjedzone i ruszamy dalej. Początek jeszcze z kijami, ale za kilka minut będziemy już asekurować się rękami :) W tym momencie jednak należy zauważyć coś o czym pisaliśmy przy okazji pokonywania odcinka od Pachoła do Brestowej, a mianowicie szlak w oryginale prowadzony jest dużo bardziej trudnym terenem jednak wydeptanych jest sporo ścieżek, które te miejsca obchodzą. Nie do końca rozumiemy takie zabiegi bo skoro wychodziny na szlak o pewnej trudności to po co obchodzić coś bokiem ?
W każdym razie my stawiamy sobie za cel iść idealnie jak szlak jest wytyczony, a to nie takie trudne w orientacji bo znaki są na skałach malowane bardzo ciasno od siebie. Jak widać na załączonym obrazku powyżej wydeptana ścieżka omija z lewej strony skalistą kopkę.
A my podchodzimy do tej kopki z prawej strony, w tym momencie składamy kije i ruszamy między skały.
I oto wspomniana ścieżka prowadząca od dołu i nasze wyjście od drugiej strony. W tle bosko wyglądajace Rohacze, które świadomie zostawiamy na jesienną pogodę :)
Scenariusz ścieżek, które omijają trudniejsze miejsca powtarza się kilka razy. Tutaj doskonale widać obejście mimo, że cała frajda jest idąc górą.
Jak postanowiliśmy tak też robimy. Wejście łatwiutkie choć w górze kilka kroków w większej ekspozycji ;)
Dowód na to, że ludzie dreptają dołem ;) Oczywiście mina świnki zdobywcy musi być ;)
Zostawiamy za sobą wspomniany odcinek i widać jak wiele tracą Ci, którzy decydują się iść nie tam gdzie trzeba ;)
Smutna Dolina i gra światła...
Pocieszał nas fakt, że jeden chłopak, który szedł za nami też decydował się na opcję szlakową, a nie ścieżkową ;)
Oczywiście Rohackie Stawy. Jakoś nas nie ciagnie w to miejsce, ale trzeba przyznać, że z góry prezentują się całkiem ciekawie.
To jest moment kiedy nad Tatrami Wysokimi zaczyna robić się groźnie... już coś pomrukuje w oddali, ale ewidentnie widać, że chmury przepychają się na południe i wszystko wygląda na to, że pogoda będzie dla nas łaskawa. Swoją drogą będąc w okolicach Trzech Kop nie bardzo jest jakaś opcja wycofania się do doliny...
Taki mini konik też się znalazł ;)
I zaczyna się wspomniana ekspozycja na odcinku Trzech Kop. Wszystko owszem ubezpieczone łańcuchem jednak jako bonus mamy strasznie wyślizgane skały i trzeba stawiać stopy z wielką uwagą.
Moment naszym zdaniem najbardziej trudny na całym odcinku. Po wejściu na niewielką półkę mamy coś w formie trawersu w sporej ekspozycji i niewiele miejsca na stawianie stóp. Generalnie cała trudność jest w tym, że po kilku krokach docieramy do miejsca gdzie blok skalny o szerokości mniej więcej metra może dwóch znacząco odstaje i trzeba się odchylić do tyłu. Łańcuch ma duży luz i wrażenie spadnięcia bardzo się potęguje. Niestety blok jest gładki i nie ma za co się złapać. Tutaj potrzeba dużego skupienia ;)
Przeszliśmy jednak bez większych kłopotów i meldujemy się na jednym z wierzchołków Trzech Kop :)
Ekspozycja mniejsza lub większa praktycznie jest co chwilę.
Apropo ekspozycji całkiem dobrze obrazuje to powyższe zdjęcie. Niestety nie mamy zdjęć z kominka jaki odchodzi ze szczytu w dół...
Zdobywamy kolejny wierzchołek i sytuacja jaką widzimy nad Tatrami Wysokimi mimo wszystko nie nastraja nas optymistycznie. Wprawdzie nad nami cały czas chmurki nie są groźne, ale to zaledwie w końcu 20-30 km od nas...
Zostawiamy za sobą wszystkie kopy i zaczynamy zbliżać się do Banówki.
Robimy przystanek na kilka minut żeby przed szczytem uzupełnić elektrolity, zerkamy w dolinę, którą będziemy wracać i dreptamy dalej.
Podejście tą stroną na Banówkę jest bardzo urozmaicone. Całkiem dużo wspinania się :)
Nie da się ukryć, że są miejsca gdzie nie bardzo wiadomo jak wejść ;) Gładki blok na 2 metry nie daje za wielkiego pola do popisu. Mała gimnastyka, prawie szpagat i jesteśmy na ostatnim odcinku.
Na koniec bardzo ciekawe dreptanie grzbietem skalnym w stronę Banówki. Gdyby nie wyślizgane wszystko byłoby dużo przyjemniej, a tak znowu trzeba koncentrować się dużo bardziej ;)
Niestety to ostatnie zdjęcie tego dnia... po przejściu tego fragmentu dosłownie minutę później zaczęła się ulewa i grad. Oby jaknajmniej takich zakończeń... czego życzymy sobie i Wam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz