środa, 6 maja 2015

KOZI WIERCH 2291 m n.p.m.

 
             Palenica Białczańska - Dolina Roztoki - Dolina Pięciu Stawów Polskich - Kozi Wierch - Dolina Pięciu Stawów Polskich - Dolina Roztoki - Palenica Białczańska
 
 
 
   W końcu Tatry ! Długo na to czekaliśmy od zakończenia poprzedniego sezonu. Emocje związane z wyjazdem były bardzo duże i mimo, że trzeba wstać o 2:30 to siedząc w samochodzie buźki już same się uśmiechają, a widząc na horyzoncie Tatry w blasku wschodzącego słońca mija wszelaka senność :)
   Za nasz pierwszy cel jeszcze zimowy choć w kalendarzu już wiosna obraliśmy sobie Kozi Wierch. Po wielu analizach wejście zimowe wydawało nam się całkiem bezpieczne i relatywnie nietrudne biorąc pod uwagę pokorę przed nieobliczalnym śniegiem.
   W praktyce jednak okazało się, że Kozi Wierch choć ma swoją wysokość i jest niepozorny w górnych partiach nie pozwala tak łatwo się zdobyć. Samo postawienia buta na szczycie to jednak dopiero połowa sukcesu. Trzeba przecież jeszcze zejść, a to okazuje się znacznie trudniejsze kiedy śnieg dosłownie odjeżdża spod nóg, a miejscami zapadamy się po pas ! Czas przejścia całej trasy wydłużył nam się prawie 2 godziny od pierwotnie zakładanego. Zmęczeni potwornie, z małymi kontuzjami i psychiką lekko nadszarpniętą bezpiecznie wróciliśmy jednak do samochodu.
   Wyprawa miała swój urok, piękne widoki, świetną pogodę i wiele wspomnień, ale jeśli mamy być szczerzy to niekoniecznie polecamy wchodzenie na strome zbocza przy nagrzanym śniegu... można się nieźle i dosłownie przejechać ;)
 
 
 


     Łapiemy pierwsze, poranne promienie słońca. Przed nami zaczyna wyłaniać się w końcu wysokogórski widok :)

 



     Zostawiamy za sobą Dolinę Roztoki, którą czeka nas jeszcze powrót.




     Uroki Doliny Pięciu Stawów Polskich :)

 
   
     Od tego miejsca zaczyna się sedno naszej wyprawy. Omawiamy na początku potencjalną drogę wejścia, idziemy albo żlebem albo będziemy trzymać się blisko skał. Decyzja zapada, że rozsądniej będzie ocenić drogę będąc bliżej. Nie wiemy jeszcze w tym momencie jaki czeka nas powyżej śnieg i na ile skała jest przesuszona przez słońce.


     Jak się okazuje godzinę później niewielkie płaty śniegu na kamieniach i generalna kruchość wymaga dużo więcej koncentracji niż wchodzenie żlebem. Idziemy dalej śniegiem choć tym razem z lenistwa raków już z plecaków nie wyciągamy. Swoją drogą przy śniegu jak cukier to i tak bez większego znaczenia, a przynajmniej jest lżej na nogach ;)


     Po około dwóch godzinach stajemy szczęśliwi na szczycie i na początek nasza zdobycz z zeszłego sezonu, jej wysokość Świnica, z prawej Kościelec, który dostarczył nam również sporo pozytywnych wspomnień.





     W dole Dolina Pięciu Stawów Polskich i wprawdzie mało widoczny choć charaktyrystyczny szlak na Szpiglasowy Wierch, cała grań Liptowskich Murów i w tle wycinek panoramy Tatr Wysokich w większości po stronie słowackiej z najbardziej wysuniętym na prawo Krywaniem.


     Zdobywczyni szczęśliwa, że postawiła swoją stopę na 21-pierwszym w kolejności szczycie powyżej 2000 m n.p.m. ;)



     Żleb Kulczyńskiego i Buczynowa Strażnica. Ta wyprawa z zeszłego sezonu dostarczyła nam prawdziwych emocji obcowania z terenem wysokogórskim.

 

 
     Na pierwszym planie oczywiście Miedziane, a w tle Rysy i cała kolekcja szczytów Mięguszowieckich z Cubryną, która absolutnie w tym sezonie będzie przez nas zdobyta... taki ambitny cel na późne lato :)
  

     Ostatni rzut oka na Świnicę, Walentkowy Wierch i ostrożnie schodzimy w dół...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz