środa, 12 października 2016

SOBKOWA STRAŻNICA (Predná suchá veža) 2199 m n.p.m.

 
 
 Jaworzyna Tatrzańska - Dolina Jaworowa - Zadnia Dolina Jaworowa - Sobkowa Strażnica - Dolina Jaworowa - Jaworzyna Tatrzańska
 
 
 
 
   Na tarzańskich szlakach od kilku dni zagościła zima i nie wygląda na to aby jesień miała ponownie wrócić. Trochę nas to smuci bo ta pora roku szczególnie w górach jest bardzo kolorowa, a na dodatek gwarantuje najbardziej stabilną pogodę. W zeszłym roku aura była wybitnie łaskawa i udało nam się nacieszyć oczy wędrując po szlakach wiele razy. W tym roku wydaje się, że Tatry już nie będą błyszczeć kolorami jesieni. Oby zima, która przyszła przed czasem odeszła równie szybko, a z nowym rokiem nie dosypywała śniegu w kwietniu ;)
   Zanim jednak na naszym blogu pojawi się coś z aktualnej pory roku to jeszcze będziemy zanudzać urlopowymi przygodami ;)
   Po wyprawie na Tępą z naszą formą nadal nie jest najlepiej. Kolejnym celem miał być Mały Lodowy Szczyt, a skończyło się na tym, że wybraliśmy wycieczkę na Sobkową Strażnicę. Trasa taka w sam raz na lżejszy dzień.
   Sobkowa Strażnica to najdalej wysunięty punkt na zachód w Sobkowej Grani. Nie jest szczególnie wybitny, ale gdzieś kilka razy przewinął się w naszych pomysłach dlatego chcieliśmy to teraz wykorzystać.
   Na blogu postanowiliśmy wprowadzić nowy element, a mianowicie oznaczanie na zdjęciach strzałkami szczytów, przełęczy czy miejsc, które odwiedzamy docelowo bądź będące omawiane w treści tekstu. Jesteśmy przekonani, że będzie to lepiej obrazować nasze wędrówki :)
 
   Teraz zapraszamy do lektury :)
 
 
 
 
   Startujemy z Jaworzyny Tatrzańskiej zielonym szlakiem. Jakież jest nasze zaskoczenie na pięknie położony asfalt na całym odcinku z parkingu aż po Polanę pod Muraniem ! Słowacy jednak mają dziwną tendencję do betonowania każdego odcinka w Tatrach, którym można podjechać pod określone budynki na terenie parku. Wygląda to bardzo paskudnie, psuje urok i szczerze nie chodzi się po tym wygodnie.
   Na szczęście asflat kończy się przy barierce na Polanie pod Muraniem i po jej przekroczeniu zaczyna się normalna ścieżka. Na zdjeciu zaznaczyliśmy nasz punkt docelowy dnia dzisiejszego. Sobkowa Strażnica znajduje się na końcu ramienia opadajacego z Lodowego Szczytu.
 
 
   W Dolinie Jaworowej pustki. Spotkaliśmy do tej pory jedynie dwie osoby. Takie dni bardzo lubimy :) Pogoda zapowiada się idealna, a że wycieczka nie będzie bardzo długa to idziemy znowu ślamazarnie ;)
 
 
   Sobkową Strażnicę widać praktycznie ze szlaku cały czas. Z tej perspektywy nie wygląda to dość okazale, ale kiedy pojawimy się na szczycie i zaczniemy schodzić to zmienimy zdanie ;)
 
 
   Szlakiem podchodzimy dość ostro pod górę na wyższe piętro doliny gdzie znajduje się Jaworowy Ogród. Tutaj wypatrujemy wygodny głaz i rozsiadamy się na kilka chwil żeby uzupełnić elektrolity :)
 
 
   Po małej przerwie z głównego szlaku ruszamy drogą WHP 2768. Początkowo zejście do wylotu Sobkowego Żlebu, a później zboczem dość stromo pod górę. Z Jaworowego Ogrodu wydaje się, że to taki pagórek, ale kiedy zaczynamy podejście stromizna jest niemała ;) Idziemy trochę na wyczucie bo kopczyków nie widać. Ścieżka niby jest, ale jedynie fragmentami i na dodatek bardzo domyślna.
 
 
   Żleb opadający z Sobkowego Przechodu im wyżej podchodzimy tym bardziej robi się nieciekawy :) My odbijamy nieco w lewo żeby pójść bardziej grzbietem.
 
 
   Końcowe podejście na Sobkową Strażnicę to trochę gruzowiska i momentami mała wspinaczka z lawirowaniem między głazami. Droga jednak bezproblemowa i każde kolejne metry pokonujemy bez wysiłku.
 
 
   Ostatnie metry to nieco większe spiętrzenie gruzowiska i po kilku minutach stajemy prawie na szczycie.
 
 
   Gdzieś tam w oddali mój wzrok sięga Małego Lodowego Szczytu. Mieliśmy tam dzisiaj być, ale obiektywnie patrząc Mały Lodowy nie ucieknie, a tutaj też jest świetnie ! Pogoda idealna, wiatru zero, ludzi brak i tak niezwykła cisza :) Mała Sobkowa Turnia w tle kusi, ale jednak odpuszczamy. To wprawdzie niedaleko jednak nasza kondycja nadal jest bliższa astmatykom niż maratończykom ;)
 
 
   Plecak na przełączce i ostatnie kilka kroków na Sobkową Strażnicę.
 
 
   Niby takie nic, ale 2199 m n.p.m. jednak jest ;) Pamiątkowe zdjęcie na szczycie w takich okolicznościach obowiązkowo musi być :)
 
 
   Kapałkowa Grań z Tatrami Bielskimi w tle.
 
 
   Zamieniamy się do zdjęcia ;)
 
 
   Tym żlebem mamy zamiar schodzić w dół. Z przełączki nie wydaje się on jednak przyjazny. Stromizna jest dość znaczna i wydaje się, że tutaj może się wszystko posypać. Będziemy obchodzić grzbietowe skały z lewej strony i wejdziemy do żlebu trochę niżej.
 
 
 
   Jak widać zejście w tym miejscu wyglada średnio ciekawie ;)
 
 
   Na przełączce siadamy na dłuższą chwilę i zachwycamy się wszystkim. Tutaj może widoków nie ma za wiele bo tatrzańskie kolosy robią swoje, ale relaks w takich warunkach jest bezcenny :)
 
 
   W nieskończoność jednak siedzieć nie możemy i po zjedzeniu czegoś dobrego ruszamy w dół. Jest stromo, ale zejście nie jest kłopotliwe. Co nas mile zaskakuje głazy są jak przyspawane i nic się nie rusza :)
 
 
   Czasu mamy dzisiaj bardzo dużo, więc i zdjęć sporo pstrykamy :)
   
 
   Po obejściu wierzchołka już widać żleb. Jeszcze trochę w prawo i będziemy idealnie z jego lewej strony.
 
 
   Jakby się dobrze przypatrzeć to ułożenie kamieni samo sugeruje drogę ;) W tle oczywiście Lodowy Szczyt.
 
 
   Rumowisko skalne się kończy i wchodzimy do żlebu. Myśli mamy dwie: wydaje się dość stabilnie, ale widać, że w kilku miejscach stromizna robi się większa. Droga WHP 2769 nie przedstawia niespodzianek, więc ufamy i idziemy ;)
 
 
   Wierzchołek Sobkowej Strażnicy po lewej. Widać, że nawet pseudo ścieżka jest przedeptana ;)
 
 
   W związku z tym, że Marta ma tempo zejścia dość wolne wykorzystuję ten czas i trawersuję żleb po czym udaje mi się wejść na ciekawą turniczkę. Nie mam jednak pojęcia jak się nazywa ;) W takich momentach przydałby się drugi aparat żeby Marta mogła ze swojej perspektywy coś popstrykać. Marta to ten malutki punkcik z prawej strony żlebu ;)
 
 
   Widok ze wspomnianej turniczki na drugą stronę. W tle nawet Murań się pojawił ;)
 
 
   I turniczka z oddali po zejściu. Tutaj było dość stromo. Dobrze, że w trawach jest sporo stabilnych kamieni i można w miarę bezpiecznie nogę postawić.
 
 
   Marta jeszcze nie zdążyła się doturlać ;) Siedzę sobie na wygodnym kamieniu, a w takich warunkach nawet czekanie jest bardzo przyjemne :)
 
 
   W tym momencie żleb zaczyna opadać na tyle stromo, że zejście jego zboczem jest zbyt ryzykowne. Jeden poślizg i lecimy wiele metrów po kamieniach. Rozsądniej będzie zrobić kilka zakosów z lewej strony. Co nas też bardzo ucieszyło widać, że nie jesteśmy odosobnieni w tym pomyśle bo znowu miejscami widać przedeptaną trawę.
 
 
   Szlak już niedaleko, ale jak się okazuje to zejście nie jest takie szybkie.
 
 
   Po zrobieniu kilku zakosów znowu zbliżamy się bardziej do żlebu. Na tym zdjęciu widać, że to kawał wielkiej i długiej rynny. Schodzenie dnem żlebu to conajmniej akt samobójstwa ;)
 
 
   Człowiek w obliczu gór jednak jest malutki :)
 
 
   W dolnej części żleb robi się mniej piargowy, a bardziej kamienisty. Nie zmienia to jednak faktu, że wchodzenie do niego to kiepski pomysł. Niestety na horyzoncie pojawia się kosówka, która nie daje nam wyboru i musimy skorzystać z jego gościnności ;)
 
 
   Jest tutaj tak sypko, że samo wejście już przypłaciłem poślizgiem na granicy stłuczenia kolana ! Idziemy bardzo małymi kroczkami i jak tylko kończy się kosówka wychodzimy.
 
 
   Ostatni odcinek to ponownie skręcenie w lewo i oddalanie się od żlebu. Teren wydaje się nas sam kierować. Dodatkowo upewnia nas w tym ponownie miejscami przedeptana trawa.
 
 
   Do szlaku dochodzimy na lewo od żlebu. Zajmuje nam to ponad 1.5 godziny ! Oczywiście strzałką zaznaczony wierzchołek Sobkowej Strażnicy. Z tej perspektywy żleb i samo podejście wydaje się pagórkiem. Jak to może zmylić :)
 
 
   Dno Doliny Jaworowej i prowadzący nią szlak na Lodową Przełęcz. Tutaj rozsiadamy się na zasłużony odpoczynek i relaks. Ludzi ponownie brak :)
 
 
   Klimatyczny mostek z widokiem na Murań :)
 
 
 
   Od lewej Lodowy Szczyt i nasza zdobycz dnia dzisiejszego zaznaczona strzałką :) Z tej strony Sobkowa Strażnica już nie wydaje się takim pagórkiem.
 
 
   Droga powrotna wydaje się jakby krótsza i szybciej czas płynie. Wędrowanie Doliną Jaworową bardzo lubimy. Szlak tutaj na pewno nie jest nudny :) 
   Dzisiejszy dzień należy uznać za bardzo udany ! Wszystko nam dopisało i było zgodne z planem. Trochę pozostaje może niedosyt, że nie poszliśmy Sobkowa Granią dalej, ale ponownie mamy świadomość mierzenia sił na zamiary. Nie mamy teraz dobrego okresu, a nie warto kusić losu ;) W tej rejony będziemy wracać jeszcze nie raz bo sporo tutaj ciekawych możliwości. Sobkową Grań też jeszcze będziemy chcieli zobaczyć bliżej. Pewnie nie całą bo to nie nasza półka, ale sposobem dwie Sobkowe Turnie powinniśmy zdobyć ;)
 
 
 

4 komentarze:

  1. Co jest z tymi ścieżkami, że one czasami znikają albo pojawiają się dwie podobne -_-
    Spacer grzbietem jest fantastyczny, choć czasem trochę miesza w oczach. Raz zastała mnie poważna wichura na grani, nie wiem jak to powiedzieć, ale uczepiłam się życia. W górach niebezpieczeństwo przychodzi nagle.
    Ciszy nie potrafię nagrać kamerą. Jest za cicho, ma się wrażenie, jakby coś buczało w tle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cisza to jest ten niezwykły element wędrówki, który zauroczył nas podczas pierwszej wizyty w Tatrach :) Od tego momentu jak tylko nadarza się okazja to zatrzymujemy się choć na moment aby ponownie usłyszeć... ciszę ;)

      Pozdrawiamy serdecznie :)

      Usuń
  2. Przyjemna wycieczka po mało uczęszczanym rejonie. Mało ludzi tam zachodzi.

    Pomysł z tymi strzałkami fajny. Bo jeżeli nie znam dobrze okolicy, to czasem nie wiem gdzie co dokładnie jest. Na pewno przyda się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tereny Tatr mało uczęszczane i dlatego też się tam wybraliśmy. W planach było co innego, ale u nas często plany są modyfikowane na ostatnią minutę ;)

      Usuń