środa, 7 czerwca 2017

MAŁY KRYWAŃ (Malý Kriváň) 1671 m n.p.m.



Branica - Sedlo na Koni - Hole - Koniarky - Mały Krywań - Sedlo Bublen - Chrapáky - Sedlo na Koni - Branica
 

  
   Po pierwszych mniej wymagających kondycyjnie wycieczkach przszedł czas na powrót do Małej Fatry. Z prognoz pogody wynikało, że Tatry tym razem będą nieco deszczowe, więc aby nie tracić weekendu decyzja była oczywista :)
   Rejony Małej Fatry w zeszłym sezonie pozwiedzaliśmy już dość znacznie jednak do kompletu zdobyczy tego pasma mamy jeszcze trochę braków. Za główny cel tym razem postawiliśmy sobie Mały Krywań. Niby nic wielkiego, ale zależy z jakiego punktu się startuje ;) My wybraliśmy wariant dość stromy - z Branicy.
   Trasa z Branicy wydaje się najbardziej nudna ze względu na przydługawy odcinek asfaltowy jednak po pół godzinie wchodzimy w bardzo wąską dolinę, która o dziwo jest bardzo malownicza i spokojny marsz staje się prawdziwą przyjemnością. Przy końcu tego ucywilizowanego odcinka szlak odbija w las i od tego momentu zaczyna się kawał porządnego podejścia ;)
  



   Po godzinie walki ze stromym podejściem wychodzimy na polanę, która jest gęsto zarośnięta czymś co przypomina rabarbar, choć na pewno nim nie jest :) Pogoda dopisuje, a że zaczynamy później niż zazwyczaj to poranne mgły, które często nam towarzyszyły zdążyły się już dawno rozwiać. Niebo jest przejrzyste, a my nabierając wysokości możemy podziwiać pierwsze widoki.


   Liściaste pole, w którym nie trudno o zgubienie ścieżki za nami. We mgle musi tutaj być zabawnie ;)


   Będąc na Sedlu na koni ochoczo spogląda na nas taka oto górka. Nie chcąc się jednak zbytnio przemęczać i mając świadomość tego, że cel naszej dzisiejszej wyprawy jest jeszcze odległy machamy jej tylko... Być może zostaną nam jakieś rezerwy sił na zejściu :)


   Jak to w górach bywa - kiedy pojawia się odrobina płaskiego zaczyna się wiatr. W kilka chwil robi się naprawdę nieprzyjemnie chłodno, więc wciągamy kaptury i chłonąc roztaczające się wokół widoki przemy dzielnie przed siebie.


   A oto i Mały Krywań nieśmiało zaczyna się prezentować w oddali. Każde spojrzenie na wyznaczony cel wyprawy jakoś w duszy dodaje energii i mimo zmęczenia wracają nowe siły :)


   Majestatyczny, widziany przez nas już tyle razy z różnych miejsc - Wielki Rozsutec. Niedługo będziemy na jego szczycie ! Tymczasem z lewej strony widoczne zejście z Kraviarskego, gdzie nasza przygoda w tym rejonie zaczęła się rok temu.


   Wodzimy wzrokiem na lewo i prawo, zdjęcia czarują się same.


   Niestety, na Hole jedno z nas znacznie już odczuwa skutki stromego podejścia. Po raz kolejny przekonujemy się, że kupując buty górskie powinniśmy mieć możliwość testowania ich w warunkach w jakich będą użytkowane. Nie wszystkie nadają się na ostre darcie pod górę :) Jednak nie ma co płakać - wyciągamy apteczkę, zestaw plastrów i po chwili sytuacja zostaje opanowana. Przed nami Koniarky.



   Po wejściu na Koniarky, korzystamy z możliwości obcięcia szlaku unikając tym samym zejścia na Sedlo Bublen i robienia niepotrzebnych metrów. Raz dwa i znajdujemy się na właściwym podejściu na Mały Krywań.


   Zza Pekelnika, nieśmiało z prawej strony ukazuje się nam Wielki Krywań.


   Samo podejście na szczyt to przyjemna lekka graniówka, czasem obchodząca bokiem.


   Już widać wierzchołek ! Jeszcze z 10 minutek i będziemy na miejscu.


   Pozostawiamy za sobą piękne widoki i szlak jaki przeszliśmy. W takim momencie zawsze zadajemy sobie pytanie dlaczego szlak nie jest poprowadzony dużo bliżej grani albo nawet samą granią. Ktoś powie, że względy bezpieczeństwa itp. Nie do końca zgoda bo na innych odcinkach szlaków w Małej Fatrze ścieżki są poprowadzone idealnie grzbietami. Szkoda, że tutaj obchodzimy grań bokiem.


   Jak widać można poprowadzić szlak ostrzem grani ;) Ludzi jak na sobotę i piękną pogodę malutko. W porównaniu do Tatr to teren praktycznie bezludny ;)


   Stajemy nareszcie na Małym Krywaniu ! Szczęśliwi bardzo ponieważ akurat on po przeszło 3 górskich sezonach jest naszym setnym szczytem. Oczywiście pojęcie setnego szczytu jest trochę umowne bo nie liczmy tych drobnych, bardzo pośrednich i mało wybitnych szczytów przez, które przechodzimy. Jakby jednak na to nie patrzeć setka dla nowicjuszy brzmi dumnie :)


   Ten odcinek grani prawdopodobnie jesienią ;)



   Adrian - autor sporej większości zdjęć na blogu ;)


   Czas na szczycie upływa zawsze zbyt szybko i przychodzi ten moment kiedy trzeba zejść do doliny. Patrząc na taki obrazek nikt chyba nie powie, że zejście przepełnia go smutkiem ;) Naszym zdaniem jeden z piękniejszych odcinków dzisiejszej trasy !


   Ahoj przygodo :)


   Pytam się dlaczego ścieżka jest bokiem, a nie gdzieś górą ;) ?


   Wielki Krywań w oddali... sentymentalnie ;)

 

   Przy zejściu z Małego Krywania u samego dołu pojawia się bardzo charakterystyczna formacja skalna, która zachęca oby nie powiedzieć prowokuje do robienia pamiątkowych zdjęć :)



   W miejscu gdzie rzadko staje ludzka noga rośnie Goryczka Klusjusza - w Polsce i na Słowacji gatunek objęty ścisłą ochroną.


   Nie zawsze musi być na poważnie i z kamienną miną ;)



   Tam jest Pekelnik ;) My kierujemy sią na Sedlo Bublen skąd żóltym szlakiem idziemy na Chrapaky.


   Spoglądamy raz jeszcze w stronę szczytu dnia dzisiejszego, uśmiechamy się i schodzimy trochę dzikim, jakby zapomnianym żółtym szlakiem w stronę Sedla na koni.

 
   Szlak żółty z Sedla na koni jest bardzo komfortowy do schodzenia choć miejscami zaczyna się gubić. Widać, ze mało ludzi z niego korzysta. Zejście oferuje jednak co widać po zdjęciu wiele atrakcyjnych miejsc.
  
   Po pokonaniu stromego zejścia uradowani i przyjemnie zmęczeni docieramy do samochodu. Wycieczka bardzo nam się udała i jak praktycznie każdą możemy z czystym sumieniem polecić :) Warto jednak wziąć pod uwagę, że podejście jest w wielu miejscach bardzo strome i wymaga dobrej kondycji. Całość szlaku wiedzie terenem ziemisto-glinianym i po deszczu będzie bardzo błotniście i ślisko. Przerabialiśmy w innych miejscach Małej Fatry takie warunki i wtedy dodatkowe atrakcje z ubloconymi spodniami po kolana gwarantowane ;)
   Największą zaletą tej trasy jest absolutny brak ludzi i totalna izolacja od cywilizacji ! Na podejściu spotkaliśmy jedynie dwie osoby, a schodząc nikogo... oby tak było zawsze czego sobie i Wam życzymy :)
 
 
  
 

7 komentarzy:

  1. Też uwielbiam chodzić grzbietami. Bezpieczniej jest oczywiście, kiedy nie wieje. Raz trafiłam na istny huragan, a tu właśnie granią przyszło iść do szczytu. Mimo wszystko zaryzykowałam i nie żałuję. Na czworakach, ale widoki są niezapomniane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzenie graniówkami to chyba esencja obcowania z górami :) Masz rację jednak, że kiedy mocno wieje to może być różnie. Staramy się jednak aby adrenalina i emocje nie przysłaniały nam rozsądku ;)

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia! Dzięki twojemu blogowi przez moment mogłam się poczuć jakbym tam była :)

    Pozdrawiam
    http://mojepodrozemaleiduze.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich miejscach zdjęcia robią się same, wystarczy tylko aparat dobrze ustawić :) Dziękujemy serdecznie za odwiedziny i będziemy z pewnością zaglądać z rewizytą :)

      Usuń
  3. Pięknie tam. Byłem kilka lat temu wiosną podczas majówki i też tłumów nie zastałem. Tak jak pisałaś, jak ktoś szuka pustych gór, ładnych widoków i braku rozbudowanej infrastruktury, to słowackie góry są do tego fajne.

    Myślę, że część tych szlaków jest poprowadzona poniżej grani, by nie było za trudno, lub by nie przedłużać przejścia, bo po łatwej ścieżce idzie się jednak szybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie to bardzo przyjemne do wędrowania i malownicze tereny. Z tą ilością ludzi to bywa różnie, ale faktycznie im dalej od punktów kolejki tym robi się wyraźnie luźniej. Jedyny minus Fatry to po deszczowej nocy ogrom błota wszędzie na podejściach ;)

      Masz rację choć w takich miejscach mimo wszystko ścieżki są wydeptywane przez turystów poniżej grani choć szlaki prowadzą graniowo. Wiele takich przykładów jest w Tatrach Zachodnich po słowackiej stronie.

      Usuń
  4. Słowackie Tatry też piękne i nie ma tam tylu ludzi z tego co moja mama mówiła. Była na Chopoku, 10 lat temu bodajże.

    OdpowiedzUsuń