Stary Dwór - Przełęcz Sokolie - Sokolie - Przełęcz Prislop - Baraniarky - Žitné - Kraviarske - Przełęcz za Kraviarskym - Stara Dolina - Stary Dwór
Wiosna za oknem już w pełni oby nie powiedzieć, że robi się lato, a my jakoś w tym sezonie mimo wielkich planów co chwilę mamy kłody pod nogami i wypadają nam górskie wyjazdy. Oby to złe pasmo już się skończyło i pozwoliło nam wrócić na odpowiednie tory :)
Zaplanowaliśmy na ten sezon poszerzenie naszych horyzontów górskich aby nie ograniczać się jedynie do Tatr. W związku z tym obraliśmy kierunek Mała Fatra :) Dla nas tereny póki co praktycznie nieznane. Trochę wstyd, ale z drugiej strony nasza przygoda z górami trwa bardzo krótko, więc jesteśmy usprawiedliwieni ;)
Pierwszą wyprawę do Małej Fatry chcieliśmy zacząć z przytupem i zdobyć jej najwyższy punkt, czyli Wielki Krywań. Cała koncepcja nie miała być jednak banalna bo chcieliśmy zdobyć szczyt drogą nieco okrężną. Wszystko układało się idealnie do pewnego momentu... ale o tym już w tekście poniżej :)
Zapraszamy do wędrówki.
Na parkingu meldujemy się o 6:45 i ku naszemy zaskoczeniu jesteśmy tutaj pierwsi. Wszędzie pusto i spokojnie mimo, że godzina jak na wyjście w góry nie jest specjalnie wczesna. Przebieramy się w górskie ubrania i ruszamy zielonym szlakiem w kierunku pierwszego celu na naszej drodze. Droga podejścia pod Sokolie od razu z parkingu jest dość mocno pod górę i nie ma żadnego wypłaszczenia. Szlak jednak prowadzi przez bardzo przyjemny las i w górnym paśmie przeplatany jest efektownymi skałami. Na trasie pojawia się wiele punktów widokowych, z których rozpościera się panorama na dolinę i praktycznie wszystkie okalające szczyty :)
Patrząc na czasy przejść tempo tego dnia mamy całkiem przyzwoite i witamy się z Sokolie 15 minut przed czasem. Sokolie widziane z innych szczytów ginie praktycznie wśród drzew okalających wierzchołek jednak będąc tutaj panorama na Małą Fatrę jest zaskakująco okazała :)
Na szczycie spędzamy około 30 minut jedząc drugie śniadanie i relaksując się w promieniach porannego słońca. Zapowiada się tego dnia pogoda idealna :)
Tabliczka z nazwą szczytu, a w tle Rozsutec :)
Przy zejściu z Sokolie podobnych punktów widokowych jest kilka. Każdy z nich daje pełną panoramę wszytkiego co w koło nas otacza. Na horyzoncie nasz główny cel, a bliżej pośredni, czyli Baraniarky :)
Spojrzenie bardziej na północną część i kolejny punkt widokowy.
Po przejściu całego masywu schodzimy na urokliwą polanę gdzie znajduje się rozejście szlaków. W tym momencie warto zauważyć, że nie spotkaliśmy na swojej drodze do tej pory nikogo :) Nie da się ukryć, że brak ludzi w takich miejscach dodatkowo pozwala relaksować się na całego.
Rozsutec i wędrowiczka :)
Po kilku zdjęciach na polance ruszamy pod górę. Stojąc na Sokolie wiedzieliśmy, że będzie dość stromo pod górę i zdecydowanie to jeden z bardziej stromych odcinków leśnych jakie mieliśmy okazję przechodzić. Ostatnia faza przed szczytem szczególnie mocno odbiła się na głębszym oddechu.
Baraniarky to drugi zaplanowany na dzisiaj szczyt. Od tego momentu zaczynają się już poważne widoki i zaczynamy doceniać wysiłek potrzebny do wejścia tutaj :) Pamiątkowe zdjęcie i idziemy dalej.
Tak to przed nami wygląda ! Jesienią tutaj musi być magicznie :)
Zdecydowanie nigdzie się nie spieszymy i co tylko okazja to pstrykamy jakieś zdjęcie. Robi się jednak coraz cieplej i wiatru jak na lekarstwo. Poniekąd dobrze, ale z drugiej strony zaczynamy coraz więcej pić co niedługo okaże się małym problemem ;)
Žitné, Kraviarske i w oddali Wielki Krywań. To dalsza droga. Czasu mamy dużo :)
Jeszcze 1.5 godziny temu tam byliśmy. Zostawiamy za sobą masyw Sokolie z jego niewyraźnym punktem szczytowym. Gdyby to tak było w pełni skaliste... ;)
Pisałem już, że nie spieszy nam się nigdzie ;)
Momentami szlak jest dość stromy i trzeba patrzeć pod nogi bo chwila nieuwagi i można nieźle się poturlać. To ledwo 1300 metrów n.p.m., a miejscami jest bardziej stromo niż w Tatrach Zachodnich ;) W takich okolicznościach szczególnie doceniamy nasze kije trekkingowe.
I na szlaku taka oto przeszkoda ;) Kawałek pręta w skale zdecydowanie ułatwia przejście ponieważ trzeba się lekko odchylić do tyłu, a z plecakiem utrzymanie równowagi byłoby kłopotliwe. Potem niewielka kładka z belek i kilka metrów w dół po skałkach :)
To zostawiamy za sobą :) Można powiedzieć, że od momentu wejścia na Baraniarky cały szlak wiedzie granią. Jak na tak niskie góry to wrażenia pierwsza klasa :)
Po drodze stajemy jeszcze na pośrednim szczycie o nazwie Žitné. Zdjęć jednak nie robimy bo kopuła szczytowa jest zalesiona i nie robi specjalnego wrażenia. Idąc jednak dalej w kierunku Krawiarske droga znowu prowadzi graniowo i buźka od razu się uśmiecha :)
To jest moment na naszej drodze kiedy pojawiają się pierwsi turyści i na dodatek na horyzoncie za wielu ich nadal nie widać.
Obracamy się w lewo i widoki katalogowe, a Rozsutec jak malowany ! W dole po lewej parking, na który musimy dotrzeć w drodze powrotnej.
Wielki Krywań taki jakby niepozorny z tej strony ;) A przed nami Kraviarske, czyli najwyżej położony punkt tego grzbietu.
Z tego szczytu widać chyba najwięcej i mimo, że nadal jest niezbyt wysoko to robi wrażenie. Mamy też to szczęście celebrować chwile zdobycia w samotności :) Nie rozsiadamy się jednak na długo. Przerwa na odpoczynek i posiłek będzie na przełęczy za 20 minutek.
Wąska ścieżka świadczy zdecydowanie o tym, że wielu turystów tutaj nie chodzi. W Tatrach to abstrakcja :) Na przełęczy w dole będzie posiadówka.
Na przełęczy zgodnie z planem rozsiadamy się na dłuższy posiłek, sprawdzamy dalszy przebieg trasy i okazuje się, że mamy niemały problem. Coś sobie źle policzyliśmy, źle spakowaliśmy i po prostu braknie nam wody ! Mamy ledwo litr na dwoje, a przed nami jeszcze około 4 godzin marszu z czego ponad połowa jest pod górę. Jest bardzo ciepło, nie ma wiatru, odczucie termiczne jest dużo wyższe. Zerkamy na Wielki Krywań, patrzymy na zapasy wody i po krótkiej debacie stwierdzamy, że byłoby to nieodpowiedzialne. Góra nam nie ucieknie, a my możemy paść gdzieś z odwodnienia. Jest smutek i żal, ale cóż... następnym razem trzeba 10 razy sprawdzać plecaki i co do nich pakujemy ;)
Patrząc na zegarek godzina tak wczesna, że rozsiadamy się tutaj na dłużej bo skoro nie idziemy dalej to przynajmniej posiedzimy.
Na przełęczy siedzimy chyba z godzinę, pakujemy się w końcu i schodzimy zielonym szlakiem do doliny. Szlak bardzo przyjemny i urozmaicony. W jego dolnej części doświadczamy naocznie efektów tragedii jaka miała tutaj miejsce dwa lata temu. W wielu miejscach las jest przeorany gruzowiskiem skalnym, szlak zniszczony i trzeba iść na wyczucie. Potęga natury jest widoczna gołym okiem. Cud, że nikt tutaj nie zginął w ten feralny dzień...
Po wyjściu z lasu 20 minutek asfaltem i docieramy do parkingu. Wycieczka mimo smutnej decyzji o skróceniu bardzo udana i szczerze polecamy. Warto jednak wziąć pod uwagę jesienną porę kiedy wszystko w koło będzie kolorowe.
Mała Fatra w tym sezonie jednak będzie na naszej liście jeszcze nie raz :)
Super wycieczka. Po zdjęciach widać, żen nieźle można naładować górskie akumulatorki :) Oj ta Fatra, to mnie coraz bardziej wzywa... Ostatnio już prawie kupiłam mapę, już prawie ;)
OdpowiedzUsuńOoo tak, widokowo fantastycznie. I nawet nie sądziliśmy, że tak się w Fatrze można namęczyć :)
Usuń