poniedziałek, 25 września 2017

BANÓWKA (Baníkov) 2178 m n.p.m.

 
 
Pod Spálenou - Rohacka Dolina - Spalona Dolina - Banikowska Przełęcz - Banówka - Banikowska Przełęcz - Spalona Dolina - Rohackie Stawy - Smutna Dolina - Tatliakova Chata - Rohacka Dolina - Pod Spálenou





   W Tatrach właśnie sypie pierwszy śnieg i pod znakiem zapytania staje kolorowa jesień, a my z blogowymi wpisami jesteśmy dopiero w okolicach późnej wiosny ;)
   Po ostatniej wycieczce na Siwy Wierch mieliśmy dylemat gdzie pojechać. Odwieczny problem na jednodniówkę to dojazd. Po polskiej stronie szlakowo byliśmy już praktycznie wszędzie i ciągnie nas w coś ambitniejszego. Jednak weekend i zaczynający się okres urlopowy to zazwyczaj duże utrudnienia z dojazdem. Tym bardziej teraz kiedy remonty na wjeździe do Zakopanego są na każdym kroku. Koncepcje wyjścia w Tatry od południa to męczarnia w samochodzie pod 4 godziny co stanowczo zniechęca. Wybieramy zatem Tatry Zachodnie po słowackiej stronie i decydujemy się wejść na Banówkę oraz Jałowiecki Przesłop. W drodze powrotnej zwiedzimy jako bonus Rohackie Stawy. Na Banówce już wprawdzie byliśmy, ale dosłownie przelotnie bo pogoniła nas burza z ulewą i ewakuacja była tak szybka, że nic z tego wejścia nie pamiętamy ;) Aby jednak nie ograniczać się jedynie do Banówki to chcieliśmy przejść kilka metrów dalej na sąsiadujący Jałowiecki Przesłop.
   Na wyprawę wybraliśmy się w nieco powiększonym gronie z seniorem rodziny, więc trasa musiała być ciekawa, dostojna i dostosowana do możliwości zespołu ;)
  
   No to w drogę :)




   Prognozy na ten dzień były takie powiedzmy dość niewyraźne. Teoretycznie bez deszczu i z okienkiem w południe, więc idziemy z nadzieją, że tak będzie. Po przejściu asfaltu skręcamy w prawo, jeszcze kawałek nudnej drogi i wkraczamy w las. Podejście jest bardzo przyjemne i nie męczy nas specjalnie. Idąc tempem dość wolnym docieramy na pierwsze piętro doliny z czasem jaki pokrywa się na znakach. Tutaj robimy małą posiadówkę i jemy drugie śniadanie :)
   Widoki z tego miejsca już są bardzo obiecujące choć wiszące chmury wprowadzają trochę niepokoju.


   Uzupełnili kalorie, przebrali się w coś cieplejszego i ruszają dalej. Mamy to szczęście, że ludzi jest na szlaku niewielu, a Ci którzy siedzieli z nami poszli od razu w kierunku Rohackich Stawów. Dreptamy zatem w błogiej samotni :)


   Klimat jest bajkowy jednak ciągle mamy nadzieję, że zapowiadane okienko się pojawi kiedy będziemy na przełęczy.


   Przejaśnia się :) Widać już przełęcz i Banówkę w pełnej okazałości.


   A ludzi nadal praktycznie nie widać. Mijaliśmy się w sumie od początku trasy z kilkoma osobami. Biorąc pod uwagę weekend to wręcz zaskakujące :)


   Szlak jaki już przeszliśmy i dolne piętro doliny. Zdjęcie nie do końca oddaje klimat tego miejsca, a szkoda.


   I w końcu pojawiamy się na przełęczy :) Widoki na południową stronę. Wieje jednak dość porządnie i nie wygląda to szczęśliwie :(



   Kawałek bardzo fajnego odcinka za nami :) W tle Pachoł.


   Wprawdzie zdjęcia nie oddają warunków pogodowych do końca, więc warto tutaj zaznaczyć, że wiatr tego dnia wieje bardzo mocno. Momentami trzeba nawet na takim odcinku pochylić się i czegoś przytrzymać bo może nas przewrócić.


 
Docieramy na szczyt jednak warunki są dalekie od wymarzonych. Banówka po raz drugi okazuje się dla nas mało gościnna. Cóż... czyżby do trzech razy sztuka ;) ?


Zdjęcie pamiątkowe na szczycie :) Rozsiadamy się kilka metrów poniżej wierzchołka osłaniając się od wiatru i debatujemy co dalej. W planach jest Jałowiecki Przesłop, ale w takiej mgle to trochę bez sensu. Nie po to tutaj jesteśmy aby coś zaliczać tylko żeby degustować się widokami.


   Pogoda jednak nie jest łaskawa. Mgła nie dość, że się nie podnosi to jeszcze robi się bardziej mlecznie. Rezygnujemy definitywnie z Jałowieckiego Przesłopu i ruszamy w dół. Jeszcze dzisiaj będą Rohackie Stawy, więc jakieś niewielkie wynagrodzenie wrażeń się pojawi ;)


   Bokiem czy górą ? Pewnie, że górą :)


   Temperatura w dolinie około 20 stopni, a tutaj ledwo kilka stopni i mroźny wiatr z północy. Mimo takich warunków bawimy się wyśmienicie :)


   Do przełęczy już niedaleko. Wystarczyło zejść 200 metrów niżej i warunki diametralnie inne. Ewidentnie mamy pecha tego dnia.



   Znowu zaciąga mocniej. Dzisiaj to loteria. Kto trafi na okienko ten będzie miał farta. Nie siedzimy jednak na przełęczy, wiatr nie odpuszcza. Nie ma co tracić czasu. Idziemy w dół i relaks będzie nad Rohackimi Stawami :)



   A w dolinie jakoś pusto i wiatr prawie niezauważalny. Od razu robi się przyjemniej :)


   I nawet słońce wychodzi :)


   Na rozstaju szlaków odbijamy w prawo na Rohackie Stawy. Szlak wydaje się bardzo rzadko uczęszczany. Momentami jest tak zarośnięty, że ścieżki nie widać ;)
   Podejście pod Rohackie Stawy choć krótkie to czuć w nogach. Pewnie kwestia tempa, a my podkręciliśmy troszkę na tym odcinku.


   I w końcu to co miało być dla nas wynagrodzeniem brzydkiej pogody u góry ! Miejsce zdecydowanie warte grzechu :) Choć stawy w Tatrach są banalne to niektóre wtopione w otoczenie robią wrażenie :)


   Oczywiście coś do albumu :)



   Rozsiadamy się w tak pięknych okolicznościach tatrzańskich klimatów i serwujemy sobie dłuższy odpoczynek :)


   Absolutnie bajkowo ! Aż chciałoby się poczekać na ciepłe promienie zachodzącego słońca... szkoda, że czas nie jest bardziej elastyczny.


 
   Ostatnie zdjęcia, chwile zadumy i przed nami spokojny odcinek szlakiem pod Tatliakovą Chatę. Potem męczący asfalt i parking.
   Wycieczkę tego dnia należy uznać za bardzo udaną mimo nieciekawej pogody na szczycie Banówki. Rohackie Stawy trochę nam wynagrodziły brak widoków. Mamy nadzieję, że przy trzecim wejściu kiedyś tam Banówka nie będzie miała już dla nas tajemnic ;)
 
  
 

2 komentarze: