środa, 22 lutego 2017

MIĘGUSZOWIECKI SZCZYT CZARNY (Východný Mengusovský štít) 2410 m n.p.m.


Palenica Białczańska - Morskie Oko - Czarny Staw pod Rysami - Kazalnica Mięguszowiecka - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem - Mięguszowiecki Szczyt Czarny - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem - Kazalnica Mięguszowiecka - Czarny Staw pod Rysami - Morskie Oko - Palenica Białczańska

 
 
   Dawno nas tutaj nie było i przyszedł chyba czas aby powrócić do blogowania i przy okazji przeprosić osoby nas odwiedzające, które niewiele nowości tutaj zastały :) Nowy sezon już za pasem, więc wpisów z pewnością nie zabraknie. Mamy nadzieję, że nasza wena do uzupełniania bloga będzie tak samo duża jak chęci chodzenia po górach ;)
 
   Zanim jednak pojawią się zimowo-wiosenne wpisy chcielibyśmy podzielić się z Wami końcówką zeszłorocznego wyjazdu urlopowego i naszej ostatniej wędrówki. Jak już wspominaliśmy w poprzednich relacjach nasza forma pozostawiała wiele do życzenia to jednak podjęliśmy wyzwanie zdobycia odkładanego wiele razy Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego. Co to za szczyt i gdzie się znajduje chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć bo każdy kto choć raz był nad Morskim Okiem miał okazję go oglądać. Może nie jest bardzo wybitny przy swoim większym bracie jednak na nasze możliwości i górskie rozgarnięcie stanowił odpowiednie wyzwanie :)
 
    Jak wyglądała nasza wędrówka i jego podboje zapraszamy do lektury :)




   Pojawiamy się w Palenicy na parkingu dość późno bo kilka minut po 6:00 i to automatycznie przekłada się na dużą ilość osób wchodzących do parku. Nie są to może wielkie tłumy, ale jak na środek tygodnia i okres po wakacjach ludzi nie brakuje. Mamy jednak tą nadzieję, że przy Morskim Oku coś się rozejdzie na różne szlaki i będzie luźniej.
   Do Morskiego Oka przychodzimy po około 1.5 godzinie i choć zazwyczaj tempo mamy konkretne to kilka osób zdecydowanie szybciej zasuwa ;) Pakujemy się do schroniska, siadamy w kącie i wcinamy śniadanie. Jest dość chłodno i to też dobra okazja żeby się ogrzać. Pierszą godzinę pójdziemy w cieniu i nie ma co liczyć na zbawienność słońca.


   Po śniadaniu szybko przepakowujemy plecaki i ruszamy w koło Morskiego Oka. Znaczna część ludzi pozostaje jeszcze w okolicach schroniska, więc jest szansa, że tłumy nie będą przetaczać się przez ten wąski szlak.
   Dopiero przy podejściu nad Czarny Staw widać w dole, że jednak uruchomiła się znacząca grupa ludzi. Obstawiamy jednak u większości kierunek - Rysy :)


   Intuicja nas nie zawodzi i faktycznie prawie wszyscy idą czerwonym szlakiem na Rysy. Część zostaje nad stawem, a więc kamień z serca :)
   Po wyjściu ponad kosodrzewinę zielonego szlaku pojawiają się pierwsze promienie słońca. To idealny moment żeby zrzucić z siebie trochę ubrań.


   Szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem jest szlakiem dość wymagającym kondycyjnie. Idziemy cały czas konkretnie pod górę bez momentów wypłaszczenia. Chwilami pokonujemy wiele metrów w górę w kilku krokach. Fajnie bo szybko nabieramy wysokości, ale w momencie kiedy nasze zdrowie szwankuje zmęczenie przychodzi bardzo szybko. Musimy robić sobie przerwy na złapanie oddechu.


   Taka ciekawostka... idąc w górę szlak czysty, kiedy schodziliśmy w tym miejscu rozbitych kilka dużych kawałków skalnych. Wyglądało to jakby coś się większego odłupało i zsunęło. Czyżby erozja ?


   Pogoda dzisiaj nam sprzyja, a chmurki w dolinie nie oznaczają nic groźnego. To jedynie poranna wilgoć, która niedługo całkowicie odparuje. W dole po lewej schronisko nad Morskim Okiem :)


   I zaczyna się wspinanie :) Szlak od pewnego momentu z typowo trekkingowego zmienia się we wspinaczkowy. Na końcu oczywiście Kazalnica Mięguszowiecka. Jak widać ruch niewielki. Mija nas jedynie jedna dziewczyna, z którą zamieniamy kilka słów i czekamy moment aż odejdzie wyżej żeby nie stresować się wzajemnie. Chyba nikt nie lubi kiedy druga, obca osoba wchodzi zaraz za nami łapiąc skały prawie pod naszymi butami ;)


   Jeszcze tylko ładna mina do zdjęcia i ciśniemy w górę :)


   W naszym subiektywnym odczuciu rynna jaką trzeba się tutaj powspinać jest chyba najdłuższą ze wszystkich na znakowanych szlakach tatrzańskich. Dużo świetnej zabawy choć byłoby jeszcze przyjemniej gdyby nie wilgoć w każdym zakamarku co powoduje, że miejscami jest ślisko.


   Przede mną ostatni kominek przed Kazalnicą i jedne z niewielu klamer na drodze.


   W końcu docieramy na Kazalnicę Mięguszowiecką i trzeba przyznać, że choć to nie jest najwyższy punkt w okolicach to widoki są konkretne :)


   Obowiązkowo zdjęcie każde z nas musi mieć :) W dole ledwo widoczny Czarny Staw pod Rysami.


   Oczywiście Morskie Oko i szlak wiodący na Szpiglasową Przełęcz.


   Mam i ja - z widokiem na Rysy :)


   Po krótkim postoju na Kazalnicy ruszamy dalej. Jeszcze przed nami sporo drogi.


   Kadr w tysiącach wersji zrobiony przez każdego kto był na tym szlaku. Dorzucamy swoję cegiełkę ;)


   Galeryjka nie taka straszna jak się wydawać może. Owszem jest jakaś ekspozycja, ale bez przesady ;) Bardziej denerwują luźne kamienie, które lubią odjechać spod buta. Ostatnie metry przed przełęczą to taki mini kominek choć termin kominek jest tutaj na wyrost. Jego trudność to po prostu śliska skała i niewielkie możliwości zaczepienia się o coś butem. Kilka sprawnych ruchów i problem za nami ;)


   I tym oto sposobem jesteśmy na Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem :)


   Na przełęczy też nie rozsiadamy się na długo bo czas płynie, a my jeszcze nie jesteśmy w połowie zaplanowanej trasy. Do szczytu niby 20-30 minut, ale idziemy pierwszy raz i zakładamy godzinę.
   Ścieżka początkowo wyraźnie pokazuje jak dreptać.


   Rzut oka na zachodnią stronę i Wielki Staw Hińczowy. W zeszłym roku mieliśmy przyjemność dobrą godzinę wylegiwać się na jego brzegu :)


   Na Mięguszowiecki Szczyt Czarny wchodzimy drogą WHP 922. Droga bardzo znana i popularna choć miejscami wymagająca większej uwagi. Dla nas pierwsza niespodzianka to po wejściu na niewielką grzędę widzimy ścieżkę poniżej, a kopczyk ewidentnie wyżej. W opisie jest informacja, że trzeba się z początku trochę obniżyć. Po chwili zastanowienia ignorujemy ścieżkę i idziemy w stronę kopczyka. Po przejściu trochę niewygodnej płyty okazuje się, że wybraliśmy dobrze :)


   Teren od przełęczy jest dość kruchy, ale na szczęście nic się nie sypie spod butów i sprawnie przechodzimy ten odcinek. U wylotu opadającego żlebu wchodzimy na kilka większych bloków skalnych.


   I jak widać na zdjęciu trzeba pokombinować między nimi żeby wyjść na ich górną partię. Nic skomplikowanego choć trzeba włączyć myślenie :)


   I pod nami piękna Dolina Hińczowa z otaczającymi ją wspaniałościami :)


   Lawirując między wcześniejszymi blokami skalnymi Marta zalicza niemiły poślizg i w efekcie pozbywa się mentalnej ochoty na dalsze wspinanie. Jesteśmy już pod kominem i mamy dylemat co robić dalej. Po chwili refleksji Marta zostaje, a ja idę sam. Komin na szczęście jest suchy choć nie jestem pewien czy wybrałem najlepsze rozwiązanie idąc lewą stroną. Momentami jest bardzo krucho i robię dwa kroki do góry, jeden w bok i tak do samej góry.


   Po wyjściu już na grzbiet zostawiam plecak żeby było szybciej i idę na szczyt. W tym momencie uświadamiam sobie, że nie mam do czego przyczepić aparatu. Trudno. Idę bez i nie bedzie po prostu zdjęć. Przynajmniej będzie powód żeby wejść drugi raz kiedyś już w towarzystwie Marty :)
   Graniówka idzie szybciutko. Jest bardzo prosta. Na szczycie nie ma nikogo. Szkoda, że tak to się potoczyło dzisiaj i nie rozkoszujemy się razem widokami. Cóż... przyklepuję słupek minuta na widoki i wracam. Miałem ogarnąć to w 20 minut.
   Zejście kominem wydaje się paradoksalnie prostsze niż wejście. Przechodzę bardziej na prawą stronę i sprawnie melduję się u boku Marty :)


   Nie ma na co czekać, schodzimy.


   Ponownie mały labirynt między blokami i trochę niemiły tarasik ze skałą, która ma jakąś dziwną strukturę. Jest dosłownie śliska jak szkło. Tutaj właśnie Marta prawie wywinęła orła. Idziemy ten fragment bardzo czujnie.


   Potem już gładko na przełęcz. Droga powrotna jest jakby bardziej widoczna i ciężko tutaj zboczyć choćby metr w górę albo w dół.


   Sprawnie przewijamy się przez grzędę i od niej już wydeptana ścieżka na przełęcz.


   Coś na pamiątkę i znowu bez postoju postanawiamy schodzić. Nie mamy za dobrego tempa dzisiaj, ale żeby nie tracić przyjemności wyprawy to relaks będzie za to na Kazalnicy :) Według naszych obliczeń jakie prowadzimy od pierwszej wędrówki mniej więcej w okolicach właśnie Kazalnicy wypada nasz tysięczny kilometr w górach ! Nie da się ukryć, że są powody do świętowania i w związku z tym celebrujemy tą piękną chwilę naleśnikami domowej roboty :)


   Jest krucho. Momentami lepiej trzymać się blisko ściany.


   Miejsce budzące u wielu grozę :) Jedyna niedogodność naszym zdaniem to ponownie śliska skała. W ocienionych miejscach zbiera się sporo wilgoci i z drobinkami ziemi tworzy się bardzo śliska maź. Trudno ustawić tak nogę żeby nie odjechała. Więcej czujności wskazane.



   Przydługawa rynna na zejściu uświadamia nam, że jednak jesteśmy już zmęczeni. Jakoś opornie się zabieramy do każdego kroku. Bywają takie momenty, że mimo wielkiej miłości do gór przeklinamy wszystko w koło ;)


Największe niedogodności za nami i Kazalnica w innym wymiarze.


   Już widać Morskie Oko i schronisko. Niby tak blisko, a jednak jeszcze spory kawałek.


   Ostatnie momenty gdzie do zejście używamy rąk i potem już praktycznie prosta droga nad Czarny Staw. Oczywiście nie ma wycieczki aby któreś z nas nie zaliczyło jakiegoś upadku. Zgodnie z tradycją kilka metrów niżej Marta ląduje na tyłku ;)

 
   Od Czarnego Stawu zaczyna się większy tłum ludzi i zejście już nie jest tak przyjemne. Dostajemy jednak dodatkowej energii i szybkim tempem docieramy pod schronisko. Tutaj oczywiście festyn na całego ! Na chwilę z boku gdzieś pod krzakami przebieramy się w coś wygodnego i ruszamy z kanapkami w ręce asflatówką do Palenicy.
   Droga powrotna choć nudna ogromnie to zawsze mija nam szybko bo raz, że jesteśmy naładowani bardzo pozytywną adrenaliną, a dwa rozmowa bardzo pozytywnie wpływa na pokonywane metry :)
 
   Z parkingu mamy bardzo bliziutko na naszą kwaterę co oczywiście cieszy nas wybornie, że nie musimy siedzieć w samochodzie kilku godzin. Na miejscu dobra kolacja i wielki taras :)
 
   Wyprawa na Mięguszowiecki Szczyt Czarny nie należy naszym zdaniem do banalnych. Jest to kawał porządnego, górskiego wędrowania i wymaga nie dość, że dobrej kondycji to jeszcze znajomości terenu w jakim się znajdujemy. Dla osób mających już jakieś doświadczenie zdecydowanie polecamy jednak dla początkujących nie będzie to dobra alternatywa.
 
 

 

19 komentarzy:

  1. Dosyć niedawno trafiłem na Wasz blog ale od razu mi się spodobało. Warto było czekać. Zapraszam do siebie na gorolotni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło i z pewnością zrobimy rewizytę :) Oczywiście zapraszamy do śledzenia i oglądania archiwalnych wpisów :)

      Usuń
  2. Przeprosiny przyjęte :) Fajny szczyt, piękna pogoda. Mam do Czarnego Mięgusza ogromny sentyment. To mój pierwszy szczyt pozaszlakowy. Pierwszy też raz miałam możliwość przeczekania nocy w kolebie (po zdobyciu szczytu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamień z serca :) Dla nas to była przyjemna wędrówka, ale jakoś sentymentalnie nie podeszliśmy do niego. Czasem tak jest, że jeden szczyt odciska się bardziej w naszej duszy, a drugi mniej. Z pewnością jeszcze tam wrócimy choć na pewno inną drogą ;)

      Usuń
  3. Okrutna góra, ale warto było. Fakt, obcy towarzysze nie są mile widziani, zawsze czekam, aż przejdą dalej.
    W zimie gdzieś chodziliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okrutna może nie, ale dość wymagająca szczególnie dla nas w okresie infekcji zdrowotnej. Na szczęście pogoda podtrzymywała nas na duchu :)
      Generalnie mamy alergię na zimno i próg odczucia zimna dość kiepski. Co roku obiecujemy sobie ambitne wyjścia na szlaki, ale nie umiemy się przełamać. Póki co zimę w górach znamy, ale w formie pierwszych promieni wiosennych i temperaturze w okolicach zera ;)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Nie są to może najlepsze widoki tatrzańskie jakie widzieliśmy, ale nie da się ukryć, że jest czym oko nacieszyć ;)

      Usuń
  5. Cudowna relacja fotograficzna. :) Jakiego aparatu i obiektywu używacie? Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za uznanie :) Fotografujemy bezlusterkowcem Fuji XM-1 z obiektywem 16-55 i filtrem PL.

      Usuń
  6. Świetna relacja! Bardzo dobrze znam ten stan gdy opuszcza "mentalna ochota na wspin", dobrze ujęte. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za uznanie. Materiał trochę okrojony ze "szczytowania", ale cóż... będzie powód żeby wejść jeszcze raz ;) Pozdrawiamy !

      Usuń
  7. Fajna pogoda była. A taki moment kryzysu, że nie ma się już ochoty iść dalej jest najgorszy. Bo wtedy to już nic nam nie wyjdzie. Nastawienie to podstawa.

    Ja miło wspominam swoją obecność na MSC. Wchodziłem mniej więcej tak jak Wy, ale wiadomo, opis opisem, a życie życiem i końcówka wejścia to był mój jakiś dziwny i kruchy wariant :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda idealna to prawda choć zauważyliśmy, że idealna pogoda bardziej rozleniwia ;) Po wejściu kominem na przełączkę też zamiast iść od razu w prawo na grań zszedłem kilka metrów niżej bo wydawało mi się wygodniej, a w efekcie wszystko się ruszało czego dotknąłem. Schodząc byłem już mądrzejszy ;)

      Usuń
  8. Ciekawy tekst. Ja sam uwielbiam Morskie Oko - jedan wcześnie rano, kiedy brak tłumów. Często organizuję tam plenery ślubne - szczególnie fajnie jest przy niepogodzie. Jeśli można to zobrazuje to zdjęciami:
    Plener nad Morskim Okiem
    Chociaż z parami młodymi nie oglądamy Morskiego Oka z tej perspektywy. A szkoda to by dopiero było. Szacunek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy za komentarz i miło nam gościć na naszym blogu. Prosimy jednak aby w przyszłości nie wklejać linków reklamujących swoją profesję ;)
      Pozdrawiamy serdeczine :)

      Usuń
  9. Boskie zdjęcia i CZADOWY BLOG! Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło :) Zapraszamy oczywiście do częstego zaglądania choć z racji górskiego sezonu bardziej uzupełniamy materiały kiedy robi się chłodniej ;) Dzięki jeszcze raz !

      Usuń
  10. Niesamowity blog!!!!!!!! Będę tu wracać. Czad po prostu. Oboje wymiatacie. Szacun naprawdę.

    OdpowiedzUsuń