środa, 8 czerwca 2016

GORYCZKOWA CZUBA (Goričkova kopa) 1913 m n.p.m.

 
 
 
Kuźnice - Polana Kalatówki - Kondratowa Dolina - Przełęcz pod Kondracką Kopą - Goryczkowa Czuba - Kasprowy Wierch - Myślenickie Turnie - Dolina Bystrej - Kuźnice
 

 
 
   Górski sezon otwarliśmy wprawdzie już jakiś czas temu, ale nasz teogroczny debiut tatrzański nastąpił dopiero teraz :) Ostatnie dość intensywne opady śniegu w Tatrach bardzo pokrzyżowały nasze wstępne plany, ale na szczęście śnieg o tej porze roku mimo wszystko topnieje dość szybko i w efekcie oto jesteśmy :)
   Chyba każdego roku (szumnie nazwane bo jeszcze nawet dwóch lat po górach nie chodzimy) jest dylemat gdzie pojechać ten pierwszy raz. Na rozgrzewkę i przetarcie się w końcu zdecydowaliśmy się na szerokim łukiem omijany Kasprowy Wierch. Sam Kasprowy Wierch nie był dla nas jednak głównym punktem kulminacyjnym wędrówki tylko tytułowa Goryczkowa Czuba. Wybraliśmy się tutaj głównie z tego powodu, że wczesną wiosną Czerwone Wierchy jeszcze bywają czerwone i faktycznie ten element nas nie rozczarował :)
   Mamy nadzieję, że poniższa relacja i zdjęcia zachęcą oglądających do wędrówki, a tym co już byli damy fajny materiał do wspomnień ;)
 
 
 
 
 
   Do Kuźnic docieramy dość sprawnie i bez większego ruchu na drodze. Nic tak nie cieszy o poranku jak pusty parking ;) Przebieramy się w co trzeba, zarzucamy plecaki i ruszamy w drogę. Godzina 6-ósta z minutami zazwyczaj obfituje w ciszę i spokój na każdym szlaku. Tym razem poza kilkoma osobami na początku trasy nie spotykamy nikogo. Nawet pod schroniskiem w Dolinie Kondratowej zero ludzi i wyborna cisza :)
 
 
   Po kilkunastu minutach dociera pod schronisko niewielka grupka turystów i kilku biegaczy, którzy od razu polecieli dalej w stronę Giewontu. My po obfitym śniadaniu w końcu odrywamy tyłki od wygodnych ławek i niespiesznie idziemy zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy pod Kondracką Kopą.
 
 
   W tych okolicach jesteśmy dopiero pierwszy raz i trzeba przyznać, że miejsce to jest wybitnie banalne, ale z drugiej strony szalenie piękne w swej prostocie. Szlak jak niteczka wprowadza na przełęcz :)
   Dreptając kilka minut szlakiem dostrzegamy wyraźne i świeże ślady niedźwiedzich łap ! Jakoś intuicja podpowiada, że trzeba obracać się w każdą stronę :) Z pewnością o wczesnym poranku jakiś włochaty bywalec tych okolic robił sobie spacerek przed śniadaniem ;)
 
 
 
   Po ostatnich deszczach wilgoci w powietrzu jest bardzo dużo. Trochę nas to martwi bo zaczyna się coraz mocniej zaciągać powyżej 1800 m n.p.m.
 
 
   Do przełęczy już niedaleko. Droga od tego momentu zaczyna prowadzić gęstymi zakosami co troszkę wydłuża czas podejścia. Kolory jeszcze bardzo jesiennne co cieszy nasze oczy :)
 
 
   Mimo, że ścieżka na przełęcz jest bardzo wygodna to jednak przewyższenia nie da się oszukać i czuć to w oddechu.
 
 
   Kilka kroków przed przełęczą zaczyna robić się bardziej wietrznie aby na samej przełęczy dać już nieźle popalić. Ubieramy kurtki i rękawiczki bo jest bardzo nieprzyjemnie. Do tego zawiewa wilgotnym powietrzem i mamy efekt mgieł. Daje to wprawdzie jakiś urok i tajemniczość, ale z drugiej strony pozbawia nas widoków i pierwotnej koncepcji trzymania się relatywnie ściśle grani.
 
 
 
   Klimat jest niezaprzeczalny, ale nie do końca tego oczekiwaliśmy. Pociesza nas jednak fakt, że póki co na szlaku pustka totalna. Jesteśmy sami :)
 
 
 
   Jeśli tylko na kilkanaście sekund mgła zostaje przedmuchana przez wiatr to robimy zdjęcie. Za moment mleko i tak w koło.
 
 
   W niektórych miejscach pojawia się wręcz mglista ściana :)
 
 
   Jest nadzieja, że może jednak mgły się podniosą...
 
 
   Suchy Wierch Kondracki i Suche Czuby odpuszczamy. Nie dość, że nic nie widać to jeszcze potwornie wieje. Nic w tym przyjemnego. Do tego jest sporo wilgoci i trawki na podejściach są bardzo śliskie. Szkoda nerwów. Zawitamy tutaj innym razem przy bardziej stabilnej pogodzie. Tymczasem pamiątkowe zdjęcie i jak szlak nakazuje idziemy dalej.
 
 
   Taka mała przeszkoda :) Trzeba się tylko dobrze złapać i po problemie.
 
 
   A temu wszystkiemu chwilę wcześniej przyglądała się kozica :) Jak podeszliśmy bliżej żeby zrobić zdjęcie to stwierdziła, że koniec pozowania i idzie w swoją stronę ;)
 
 
   Zdjęcie świetnie obrazujące na czym polega magia różnicy ciśnień między dwoma zboczami gór jeśli mamy dużo wilgoci w powietrzu.
 
 
 
   I to jest mniej więcej ten moment kiedy kończy się urokliwość wędrowania w samotności. Kolejka na Kasprowy Wierch zdążyła już wwieźć pierwszych turystów na szczyt i mamy właśnie takową grupkę na szlaku.
   Goryczkowa Czuba, czyli nasz główny cel dnia niestety w paskudnym mleku. Nie zapowiada się aby za kilka minut miało się to zmienić.
 
 
   Cóż... mimo mgły idziemy do góry. Delikatnie pomyliły nam się drogi wejścia i zamiast iść prawie na wprost skręcamy za daleko w lewo w efekcie czego musimy pokonać bardzo niewygodne strome trawki. Gdyby nie to, że jest mokro i ślisko to nie byłoby większych problemów.
 
 
   Niewielka przełączka rozdzielająca wierzchołki Goryczkowej Czuby. Szczyt zdobyty choć smutno trochę, że z samej góry nie mamy ani jednego zdjęcia widokowego. Zawsze to jakiś argument aby to wrócić tym bardziej, że plan będzie wykonany jedynie w minimalnym zakresie ;)
 
 
 
   Tą drogą mieliśmy wchodzić ;) Na zejściu jednak naprawiamy swoje gapiostwo i bez problemów łączymy się ponownie z głównym szlakiem.
 
 
   Mieliśmy wejść na siodełko za Goryczkową Czubą, ale tam ściana młgy... bez sensu.
 
 
   Ledwo zeszliśmy niżej i za plecami zaczyna się przejaśniać. Trochę pecha mamy, ale z drugiej strony to też urok wczesnego wychodzenia na szlak. Kiedy ma ta wilgoć odparować jak nie rano ;)
 
 
   A w tle pięknie prezentujący się Krywań i Dolina Cicha w dole...
 
 
   Jest moc :) W dole wiosna i dominujący kolor zieleni, a tutaj jeszcze efekt złotej jesieni, która ledwo kilka dni temu wyłoniła się spod śniegu :)
 
 
 
   Ależ się pięknie kłębi w oddali :) Świnicy nie widzieliśmy tego dnia w ogóle...
 
  
   Cicha Dolina w dole... i coś do pamiątkowego albumu ;)
 
 
   Na chwilę wyłonił się Walentkowy Wierch. W tym roku już obowiązkowo ;)
 
 
   Pośredni Wierch Goryczkowy również odpuściliśmy i poszliśmy bokiem. Jak widać teraz nad szczytem czyściutko. Może trzeba było poczekać chwilę...?
 
 
 
   A wszystko co zwrócone na zachodnią stronę jeszcze porządnie pokryte śniegiem. Oczywiście w tym momencie stoimy na Kasprowym Wierchu. Pierwszy dzień długiego weekendu obfituje w tłumy ludzi (oczywiście kolejkowiczów) co nas szybko sprowadza na ziemię i po kilku zdjęciach uciekamy w dół zielonym szlakiem.
 
 
   A w Suchej Dolinie Kasprowej kolejne spektakle przenikania mgły i widoków.
 
 
   Na horyzoncie nasza dzisiejsza zdobycz :) Tak jakby się coraz bardziej przejaśniało.
 
 
   Kasprowy Wierch od Suchej Doliny Kasprowej wygląda bardzo groźnie. Szkoda, że nie zdecydowano się na jakiś trudny szlak dołem z wejściem na szczyt. Byłoby z pewnością ciekawie ;)
 
 
 
   Ostatnie pstryki pamiątkowe i zaczynamy schodzić do Myślenickich Turni. Słońce grzeje coraz mocniej. Trzeba ściągać kurtki i rękawiczki ;)
 
 
    Giewont dzisiaj cały dzień w chmurach. Nie zauważyliśmy żeby wyłonił się na dłużej z tego mleka. Zapewne na górze mieli takie widoki jak my, czyli zerowe ;)
   Wycieczkę mimo tłumów na Kasprowym Wierchu i sporego ruchu na zielonym szlaku zejściowym do Kuźnic zaliczamy do bardzo udanych. Szlak przez Czerwone Wierchy jest bardzo bogaty widokowo i mimo, że my ich nie uświadczyliśmy za wiele to wierzymy, że tak jest ;)
   Jeszcze tutaj wrócimy bo mamy pewne zaległości i oby nam pogoda już dopisała na 100 procent ;)
 
 
 
 

4 komentarze:

  1. No szkoda, że ta mgła Was cały czas osaczała, ale za dużo mieliście ostatnio w relacjach tatrzańskich dobrej pogody!! :P Równowaga musi być zachowana ;) Ja mam nadzieję, że swój limit wyczerpałam w zeszłym roku i teraz każdy wyjazd tatrzański będzie w pięknym warunie! :D (marzycielka) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mgła ma też swoje zalety, potrafi czasem stworzyć klimat :) Tutaj bardziej dokuczał paskudny zimny wiatr, oczywiście od polskiej strony, bo od Słowacji - cisza, spokój i względne ciepełko :P Taka gościnność!

      Usuń
  2. Przyjemna trasa, chociaż pogoda nie rozpieszczała. Ale chociaż nie padało, a to już dużo :) Ja ostatnio w Tatrach też w chmurach trochę pochodziłem, ale do tego jeszcze pomokłem.

    Kasprowy jest super o poranku, polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślamy się, że główną zaletą Kasprowego o poranku jest brak klapkowiczów :D Moooże się kiedyś skusimy :)

      Usuń