wtorek, 18 sierpnia 2015

ORLA PERĆ (Krzyżne - Skrajny Granat)

 
 
 
 
Brzeziny - Dolina Suchej Wody - Las Gąsienicowy - Dolina Pańszczyca - Krzyżne - Orla Perć - Skrajny Granat - Dolina Czarna Gąsienicowa - Murowaniec - Dolina Suchej Wody - Brzeziny



   Tym  razem nasz wyjazd w Tatry był troszkę inny z założenia niż większość poprzednich. Naszym celem nie był wybrany szczyt tylko owiany wszelaką sławą i popularnością szlak Orlej Perci. Dylemat był niemały czy to aby faktycznie dobry pomysł bo jednak mamy okres wakacyjny, a na dodatek dzień weekendowy. W tym czasie w Tatrach jest ogrom ludzi, a Orla Perć przeżywa dosłownie inwazję ;)
   Wszelakie prognozy pogody na ten dzień były jednak optymistyczne i stwierdziliśmy, że zaryzykujemy taką wyprawę choć pójdziemy odwrotnie niż znacząca większość i zaczniemy od końca. Od końca, czyli od Przełęczy Krzyżne i zakończymy naszą wędrówkę na Skrajnym Granacie.
   Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy. Standardowo pobudka w nocy, całkiem dobry czas przejazdu i ruszamy w stronę Murowańca. Do samego Murowańca jednak nie dochodzimy tylko odbijamy w lewo przez Las Gąsienicowy w kierunku Krzyżnego. Odcinek bardzo wygodny i przyjemny widokowo choć w godzinach porannych słońce paskudnie świeci w twarz. Cóż, taki urok podchodzenia od północy ;)
   Cały czas praktycznie idziemy sami, robimy krótki odpoczynek po zejściu z Zadniego Upłazu, zmieniamy buty i ruszamy dalej. Ilość ludzi jaka pojawiła się na szlaku pozwala nam optymistycznie patrzeć na to co będzie później.
   Idąc Doliną Pańszczycy mamy delikatny powrót sentymentu sprzed roku kiedy to właśnie to miejsce było naszym debiutem tatrzańskim i to własnie tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy majestat gór wysokich :)
   Tempo mamy bardzo dobre, meldujemy się przed zaplanowanym czasem na przełęczy i robimy chwilowy relaks. Tutaj też ostatnie zmiany w garderobie i ruszamy czerwonym szlakiem w stronę Skrajnego Granatu. Na znaku TPN informuje nas, że czas przejścia wynosi 2 godziny i 15 minut, ale coś nam się wydaje, że robiąc zdjęcia i nastawiając się na wakacyjny ruch będzie to nierealne. Dokładamy zatem godzinę w naszym planie.
    Niestety im bardziej zbliżamy się do Skrajnego Granatu tym więcej ludzi idzie w przeciwną stronę, a to oznacza sporo wymijanek, więcej koncentracji i mniej koszystne warunki do robienia zdjęć.
   Jak cała wyprawa wyglądała w praktyce zapraszamy do oglądania :)







   Takie widoki na Kościelec to chyba tylko i wyłącznie z tego szlaku ;)



   Dolina Pańszczyca o poranku w blasku słońca wygląda naprawdę niezwykle.


   Lekki szok to mało powiedziane ! Jak byliśmy tutaj nieco ponad miesiąc wcześniej to wody w stawie było tak dużo, że wylewała się aż pod kosodrzewinę. A dzisiaj... dwa oczka wodne. Przy nadchodzących upałach z pewnością niebawem woda całkowicie odparuje.


   I spojrzenie na miejsce gdzie zakończy się nasza dzisiejsza wyprawa. W dolinie panuje bezwzględna cisza... niesamowite doznanie dla uszu :)



   Ostatnie metry podejścia na Krzyżne. Jakoś tak tym razem zrobiliśmy ten odcinek bez większego wysiłku. Rok temu wydawało nam się, że ten szlak nie ma końca ;)


   Przełęcz Krzyżne w pełnym wydaniu. Na wprost lekko w tle Buczynowa Strażnica, na której mieliśmy przyjemność już stanąć i podziwiać widoki :)


   Klasyczne zdjęcie z Krzyżnego na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.


   I odwrotnie, klasyk na Dolinę Pańszczycy w tle z Żółtą Turnią.



   Dochodzimy do pierwszego zakrętu pod Małą Buczynową Turnią i tutaj zakładamy kaski. Wiele osób twierdzi, że kask w Tatrach to generalnie obciach, ale cóż... byliśmy już wiele razy świadkami jak latają kamienie, a i sam miałem tą niewątpliwą nieprzyjemność doświadczyć spadający kamień wielkości połowy cegły koło swojej głowy. W miejscu gdzie jest bardzo krucho i spodziewamy się dużego natężenia turystów, podchodzimy kominkami itp. kask na pewno nie zaszkodzi, a z pewnością może uratować przynajmniej rozbitą głowę jak nie życie. Warte refleksji ;)


   Oczywiście Waksmudzki Wierch.


   Seria zdjęć pamiątkowych ze szlaku, moment na podziwianie widoków i lecimy dalej. Póki co jeszcze ludzi nie widać :)



   W tle Wielki Wołoszyn i całkiem w oddali Tatry Bielskie.
  


   Zaczynają się miejsca gdzie trzeba skupić się nieco bardziej i patrzeć pod nogi. Fajny fragment przejścia skośną płytą. Na szczęście nie jest wyślizgana i buty bardzo dobrze trzymają.


   A gdyby tak pójść górą... ? Nie mam dokładnych informacji, ale gdzieś mniej więcej w tym miejscu dawniej szlak był właśnie poprowadzony górą. Szkoda, że ten odcinek "ułatwili".




   Dochodzimy do miejsca gdzie zaczyna się prawdziwa zabawa :) A w ramach ciekawostek mija nas właśnie chłopak w kasku i z lonżą. Jak widać można ;)


   Jeśli masz problemy z ekspozycją zdecydowanie lepiej ten odcinek robić klasycznie. Schodzenie naprawdę daje sporo wrażeń :)


   Jak widać krucho jest strasznie i o strącenie kamienia nie trudno.


   Malutki widoczek na odcinek jaki mamy do pokonania. Póki co jednak zaczynamy głębiej schodzić w dół żeby potem przed Wielką Buczynową Turnią powspinać się kilkadziesiąt metrów w górę.


   Zejście nie jest problematyczne ani trudne. Wymaga jednak trochę obycia z takim terenem.



   I rzut oka za siebie na Dolinkę Buczynowa.



   O ile dobrze zakodowaliśmy poza kominkami i drabinką to miejsce gdzie ściana jest niemalże pionowa. Ktoś zaraz będzie prostować, że przesadzam, ale patrząc na obraz całości tego odcinka Orlej Perci to ten fragment jest najbardziej zbliżony do pionowego :)


   I wspomniany wcześniej moment gdzie po długim zejściu trzeba teraz wrócić na odcinek graniowy. Wspinanie trochę niepewne, wiele chwytów się rusza i nie wiadomo czy nie wyjmiemy kawałka skały jak książkę z półki ;)



   I słynny kominek pod Wielką Buczynową Turnią. Jak widzieliśmy czekając na swoją kolej (mniej więcej od tego momentu zaczął się spory ruch) nie dla każdego to miejsce jest proste. Dziewczyna przed nami schodziła chyba z 5 minut, a starszy pan z wnukiem pierwotnie się poddali i chcieli zawracać. Nie wypada demonizować tego miejsca i tego szlaku, ale wypadałoby się zastanowić czy jest on odpowiedni dla wszystkich...


   Niedługo później po przejściu eksponowanego trawersu po stronie północnej wracamy na słoneczną stronę i przed nami duży komin dość mocno ubezpieczony. Podobna historia jak wcześniej, umiarkowanie przygotowana dziewczyna z chłopakiem schodzą może i nawet 10 minut. Kolejka oczywiście w obie strony. Zabija to trochę radość z przejścia tego szlaku, ale cóż na to poradzić.
   Kominek pokonujemy bardzo sprawnie i szybko choć uwaga, która może się przydać to... w jednym miejscu długie nogi :)


   Kawałek jakiegoś żelastwa i tyle radości ;)


   Zostawiamy za sobą Orlą Basztę, przewijamy się przez kilka skał i wychodzimy na prostą pod Skrajny Granat. Widoki w taką pogodę robią wrażenie :)


   Ostatnie ubezpieczone miejsce przed wejściem na Skrajny Granat. Krótki trawers i ostro w górę na szczyt.


   Na szczycie mimo, że widoki bajeczne to ludzi ogrom ! Pierwszy raz na Skrajnym Granacie w zeszłym roku mieliśmy przyjemność być tutaj sami. Dzisiaj są dziesiątki ludzi i dosłownie nie ma gdzie usiąść na chwilę.



   Mając na uwadze jeszcze zejście i dreptanie na parking nie siedzimy za długo. Pakujemy się i schodzimy w stronę Stawą Gąsienicowego. Pierwszy odcinek żółtego szlaku to mało przyjemna faza, krucho, sypko i łatwo o poślizg. Koncentracja na 101 procent żeby przez nieuwagę nie stracić równowagi.


   W połowie szlaku przebieramy się w bardziej turystyczny styl i chowamy kaski do plecaków. Teraz przed nami tylko ładnie poukładane kamienie i potem już nudna droga spod stawu do Murowańca.
   Odpuszczamy dalsze zdjęcia bo tak naprawdę ileż razy można fotografować to samo szczególnie w dzień kiedy już widzimy, że na szlaku w koło stawu i nad samym stawem jest szczyt plażowania ;)





3 komentarze:

  1. Cześć,
    bardzo lubię ten odcinek szlaku, dla mnie to najciekawszy szlak w Tatrach:-)
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na tym odcinku Orlej Perci podobało nam się gdzieś do okolic Wielkiej Buczynowej Turni. Potem zaczął się już tłok i urok tego szlaku trochę zszedł na plan dalszy. Trzeba będzie zrobić kiedyś powtórkę w okresie mniej turystycznym :) Z drugiej jednak strony nie mamy jakiegoś wielkiego ciśnienia na "zaliczanie orlej" :)
    Pozdrawiamy również serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale piękne! I te kamienie. wszędzie kamienie. Podoba mi sie niezmiernie. Chyba będę musiała się tam wybrać.

    OdpowiedzUsuń