czwartek, 7 września 2017

SIWY WIERCH (Sivý vrch) 1805 m n.p.m.



Biała Skała - Rzędowe Skały - Siwy Wierch - Rzędowe Skały - Biała Skała




   Po ostatniej eskapadzie w rejony Małej Fatry tym razem zmieniliśmy nieco kierunek i pojechaliśmy w najdalej wysunięte na zachód rejony Tatr. Oczywiście szczytem, który kończy to pasmo jest bardzo charakterystyczny Siwy Wierch.
   Przejście trasy przez tzw. Skalne Miasto z finałem na Siwym Wierchu chodziło nam po głowie już od dawna jednak zawsze odkładaliśmy tą wycieczkę na jakiś słabszy dzień. Odległość do pokonania jest tam bardzo krótka i trochę szkoda angażować prawie 3 godziny na dojazd żeby przejść się kawałek. W praktyce okazało się, że te 10 km do przejścia to jednak nie takie hop i trzeba pod górę ostro zasuwać. Klimat tego miejsca jest absolutnie ponad wszystko co w Tatrach do tej pory widzieliśmy :)
   Jak to w naszym przypadku bywa dzień wypadu to oczywiście sobota. Plusem jest to, że mamy wolne, ale inni też, więc i ludzi na szlakach więcej. Obstawiamy jednak, że mimo świetnej pogody ten rejon będzie mniej oblegany.

   A zatem... ruszamy :)




   Parkingu w Białej Skale nie uraczymy. Samochód śladem innych zostawiamy na poboczu. Teoretycznie wydaje się to w tym miejscu oczywiste. Godzina dość późna bo trochę po 8:00, ale w związku z niedługim czasem przejścia całości nie musimy wychodzić o świcie.
   Od początku podejście to konkret górka i tak naprawdę nie kończy się aż do samego szczytu. Trudno tutaj o momenty wypłaszczenia. Pierwsze dwie godziny to las, las i jeszcze raz las. Atrakcji poza błotem na każdym kroku brak :) Dopiero w okolicach Siwej Kopy zaczyna się coś wyłaniać na horyzoncie i pojawiają się pierwsze wrażenia.


   Górną część powyżej granicy lasu trawersujemy raz po jednej, raz po drugiej stronie zbocza lawirując między wysoką kosówką. Ten odcinek nie należy do najciekawszych tym bardziej, że kosówka w wielu miejscach sięga powyżej głowy ;)
   Na szczęście nie trwa to długo i wychodzimy na otwartą przestrzeń gdzie widać Rzędowe Skały i nasz główny cel dzisiejszej wyprawy :)



   W końcu brnięcie przez las zostaje wynagrodzone ! Lawirowanie między turniczkami i wchodzenie na niektóre od razu podnosi adrenalinę i wywołuje uśmiech na twarzy. Nie wiedząc czemu dostajemy solidnego kopa energetycznego :)


   Przejście przez Rzędowe Skały to naprawdę wyborna zabawa gdzie trzeba się trochę powspinać.


   A do tego w koło widoki, które robią na nas spore wrażenie :)



   Ten fragment zostawiamy już za sobą. Szkoda, że tak szybko, ale na szczęście będziemy jeszcze wracać :)


   I kolejna przeszkoda, a zarazem punkt do zdobycia :) Przejście Rzędowych Skał to tak naprawdę nieustanna wspinaczka po skałkach. To kilka metrów do góry aby za chwilę znowu zejść wiele metrów w dół.


   I takie oto okno skalne. Zdjęcie musi być :)


   Jedyny moment niewielkiego wypłaszczenia.


   I atakujemy dalej :) Szczelina między skałami. Trochę problematyczna jeśli ktoś ma krótkie nogi, ale dla średnio sprawnych do ogarnięcia 3-4 ruchami :)


   I znowu kilka metrów w dół ;)



   Ewidentnie jest to miejsce gdzie nie można się nudzić :)


   Ciągle coś się dzieje, a w koło widoki dodają urokowi temu miejscu. Na szczęście trafiamy też na taką dziurę czasową gdzie idziemy praktycznie sami. Ledwo mija nas jeden chłopak z Warszawy, z którym chwilę pogadaliśmy. Przy okazji pozdrawiamy :)


   Ostatnie kroki na szczyt i za moment będziemy celebrować kolejną, tatrzańską zdobycz :)


   Widoki z Siwego Wierchu może nie wyrywają z butów bo jednak niewielka wysokość robi swoje, ale nie tego tutaj szukaliśmy. Siwy Wierch jest inny tak po prostu :) Przy okazji patrząc na horyzont miło pomyśleć, że wszędzie tam już byliśmy :)



   Takie zdjęcia lubimy :) Oczywiście na tle Brestowej i Salatyna.


   W tle Ostra. Pierwotnie mieliśmy w planach tam podreptać, ale pogoda taka trochę niewyraźna, w prognozach miało coś popadać popołudniem, więc nie będziemy ryzykować. W lesie jest już takie bagno, że dodatkowy deszcz to byłoby już bagno do kwadratu ;)


   Pamiątkowy pstryk na pożegnanie i zaczynamy zejście.


   Tłumów nie ma, ale jak widać o tej porze roku nie jest to też miejsce, o którym ludzie nie wiedzą ;)


   I jedziemy ze skałkami dalej :) Banan na twarzy mówi wszystko ;)


   Gdy się dobrze przypatrzeć to lekko poniżej prawego wierzchołka widać jakiegoś ludka. Tam byliśmy jeszcze kilka minut temu.


   Ponoć najtrudniejsze miejsce na całej trasie, czyli ten pseudo kominek, szczelina skalna. Na zejściu paradoksalnie jest znacznie łatwiej ;)


   O tak ! Chwila refleksji :) Już za moment będziemy tam gdzie ludzie na skałkach.


   I kolejny mini kominek.



   Ostatnie nostalgiczne spojrzenia bo już za kilka minut opuszczamy Rzędowe Skały i wchodzimy w kosówkę, a potem nieubłagalnie w gęsty las i widoki bezpowrotnie się skończą.


   Jeszcze raz dzisiejszy cel główny i kłębiące się chmury. Teraz przed nami 1.5 godziny dość stromego miejscami zejścia. Wycieczkę kończymy przy głównej drodze gdzie choć ubłoceni po łydki to radośni i zafascynowani tym miejscem. Wycieczka na Siwy Wierch zdecydowanie zapadnie nam w pamięci ze względu na nietypowe struktury skalne i niepowtarzalny klimat. Jest to jedno z niewielu miejsc, które chcielibyśmy odwiedzić jeszcze przy innej porze roku gdy panują tutaj bardziej surowe warunki :)


5 komentarzy:

  1. Zdjęcia są bardzo zjawiskowe. Wydaje się, że szlak jest trudny, ale nie było aż tak źle, prawda?
    Jesiennie musi tam być przepięknie. Bardzo lubię widok takich szarych skał na tle złotych koron drzew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trasa wydaje się z pozoru trudna, ale jeśli ktoś już miał styczność w górach z łańcuchem i skałkami to poradzi sobie bez problemu ;)
      Bardzo dziękujemy za kolejne komplementy na temat zdjęć :)

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia i świetnie opisany szlak ! Lubię tu wracać. Czekam na kolejne wpisy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło, że tutaj wracasz i mamy nadzieję, że już całego bloga od deski do deski przeglądnęłaś ;)

      Usuń
  3. Patrzę na te fotki, czytam relację i coraz bardziej się przekonuję, że czas w Tatrach przekroczyć granicę i wyjść na Słowacką część.

    OdpowiedzUsuń