Pod Spalenou - Skrajny Salatyn - Brestowa - Mała Brestowa - Brestowa - Salatyński Wierch - Brestowa - Salatyńska Dolina - Pod Spalenou
Nasza ostatnia wyprawa na Baraniec dostarczyła nam tylu pozytywnych wrażeń i zaspokoiła nasze pogodowe apetyty, że nie spodziewaliśmy się iż jeszcze w tym sezonie aura będzie tak łaskawa i zafunduje nam ponownie doskonałe warunki :) Tak się właśnie stało, ku naszemu zaskoczeniu, dwa tygodnie po wspomnianej wyprawie. Cóż nam pozostało innego jak wykorzystać taką niespodziankę :)
Doskonała pogoda w Tatrach tego roku, a szczególnie weekendami nie była normą, więc ponownie spodziewaliśmy się oblężenia na szlakach. Aby nie pakować się w tłumy na popularnych szlakach i dodatkowo w korki na drodze, postawiliśmy na Tatry Zachodnie po słowackiej stronie. W tych rejonach przeszliśmy już prawie wszystko choć nie zawsze pogoda nam sprzyjała. W związku z tym zdecydowaliśmy się powtórzyć wycieczkę na Brestową i Salatyński Wierch. Byliśmy na obu szczytach dwa lata temu jednak przy niebywałej mgle i widoczności ograniczonej do ledwo kilku metrów. Zobaczenie tych zakątków w jesiennych kolorach przekonało nas do decyzji o wybraniu właśnie tego kierunku :)
Na niedługą, choć z pewnością bardzo kolorową wycieczkę, wybraliśmy się z naszą górską znajomą, Martą.
Zapraszamy do krótkiej relacji :)
Spacerek zaczynamy klasycznie od parkingu w Dolinie Rohackiej. Tutaj na szczęście szlak zaczyna się od razu pod górę i nie trzeba dreptać kilku kilometrów asfaltem jak to jest w większości wędrówek. Kilka kroków od samochodu i od razu wbijamy się do lasu gdzie bardzo przyjemną ścieżką idziemy ostro pod górę.
Wejście na Skrajnego Salatyna to ciągłe podejście bez wypłaszczenia. Choć trochę to męczące, bardzo lubimy takie podejścia :) Po dotarciu na Skrajnego Salatyna mała przerwa i porządne śniadanie.
Jak widać humory nam dopisują :) Przy takiej pogodzie, jesiennych kolorach i w takim towarzystwie nie może być inaczej ;)
Ludzi na szlaku nie ma specjalnie dużo. Obstawiamy jednak, że kawałek wyżej gdzie szlak niebieski będzie się łączył z czarnym, turystów będzie nieco więcej. Szlak czarny to nowość w tym rejonie i ruch na nim jest w dużej mierze (a może i głównie) generowany przez wyciąg krzesełkowy.
Pogoda i widoki tego dnia to poezja w najlepszym wydaniu :)
Nasze dwa dzisiejsze cele. Nie jest to nic ambitnego i szalonego, ale nie taki dzisiaj był cel wycieczki. Dzisiaj ma być relaks i podziwianie nieznanych miejsc, a nie parcie do przodu i nabijanie kilometrów.
Brestowa może nie jest jakimś specjalnie ciekawym szczytem, ale przez swoje wysunięcie na zachód zapewnia ciekawe widoki. Jeszcze tylko kilkanaście minut i będziemy na górze.
Ostatnie metry. Za sobą zostawiamy kawał bardzo fajnego odcinka. W drodze powrotnej jeszcze kilka metrów będziemy nim przechodzić.
Brestowa ponownie zdobyta choć nie zatrzymujemy się na jej szczycie. Trafiliśmy na dość dużą grupę ludzi, a że w górach unikamy tłumów to decyzja o ewakuacji w stronę Małej Brestowej jest natychmiastowa. Jeśli ktoś będzie w tych rejonach i stanie na Brestowej to zachęcamy aby zejść kawałek dalej na jej niższą, bliźniaczą siostrę. Zapewnia bardzo ciekawe widoki :)
I Mała Brestowa zdobyta :)
Na szczycie każdy z nas miał swoje pamiątkowe kilka sekund ;) W oddali Siwy Wierch, który w tym sezonie ugościł nas bardzo dobrą pogodą i ogromem wrażeń.
Przechodzimy ponownie Brestową i obieramy kierunek na Salatyński Wierch. Zejście z Brestowej i podejście na Salatyna jest nieco strome. Trzeba się spiąć w sobie ;)
Przy takiej pogodzie i widokach zdjęcia robią się same. Wystarczy tylko aparat wyciągnąć i pstryknąć ;)
W tyle droga, którą już dzisiaj przeszliśmy, a całkowicie w oddali Osobita. Niestety rezerwat ścisły, ale do jej podnóża można powędrować, co też uczyniliśmy kilka tygodni temu ;)
Brestowa z tej strony wygląda już bardziej poważnie, a szczególnie w towarzystwie dwóch pań M. ;)
Salatyński Wierch już przed nami. Nie jest on z tej strony jakoś bardzo spektakularny. To bardziej niewielkie przewyższenie terenu. Wynika to z tego, że sam szczyt jest bardzo mocno wypłaszczony, a wysokości robi się dużo wcześniej.
Jeszcze tylko kawałek w dół, potem pod górkę i jesteśmy.
A oto i my (prawie w komplecie) na Salatyńskim Wierchu i w towarzystwie Siwego kolegi :)
Pogoda, warunki są tego dnia genialne ! Mamy dużo czasu, więc zapada decyzja aby posiedzieć trochę na górze. W efekcie rozsiadamy się na godzinny relaks zajadając się wszystkim co mamy dobrego w plecakach :)
Małe spojrzenie do Głębokiej Doliny. Nadal tereny nam zupełnie obce...
I do Bobrowieckiej Doliny.
Wykorzystujemy obecność naszej kompanki do zrobienia nam wspólnego zdjęcia :)
Spakowaliśmy się po długiej posiadówce i zastaje nas sytuacja jaką mieliśmy już kilka razy w Tatrach. Nagle jak ręką odjął nie ma nikogo ! To naprawdę niesamowite aby w takim miejscu, o takiej porze dnia i godzinie być samemu. Obcowanie z górami w ciszy i samotności to najlepsze co może się przytrafić na szlaku !
Brestowa w promieniach zachodzącego słońca i nadal ludzi nie widzimy ani przed sobą ani za nami. Lepiej być nie może :)
Jeszcze tylko pod Bestową mocne podejście i potem już ciągle z górki ;)
Na zejściu decydujemy się nie wracać tym samym szlakiem, którym wchodziliśmy tylko korzystamy z czarnego, otwartego od dwóch sezonów. Prowadzi on pod górny wyciąg kolejki w Dolinie Salatyńskiej. Oczywiście my z tego udogodnienia korzystać nie będziemy jednak sam szlak zapowiada zupełnie nowe widoki i inny punkt spojrzenia na dzisiejszy szczyt.
Jak się w praktyce okazuje szlak jest poprowadzony bardzo komfortowo i choć w wielu miejscach jest sporo błota, to i tak warto go wykorzystać.
Na parking docieramy przyjemnie zmęczeni i zadowoleni z dzisiejszego dnia. Choć ciągle mamy w sercu smutek do urlopowej pogody to po takich dniach gdzieś się odzywa wiara w lepsze jutro :)